piątek, 30 maja 2014

Rozdział 7

Luke:

Opadłem na kanapę, kompletnie wyczerpany. Powrotu do domu nie pamiętam. Michael nie odzywał się przez całą drogę, co było mi na rękę. Wyłączyłem się całkowicie, zapominając o otaczającym mnie świecie. Pamiętam tylko, że gdy dotarliśmy do domu, Michael siłą wyciągnął mnie z auta i zaprowadził do salonu, po czym sam ruszył po schodach na górę. 
Siedziałem więc na kanapie, nie chcąc dopuścić do siebie tych wszystkich okropnych myśli, które cisnęły mi się do głowy. Potarłem zmęczone oczy dłońmi, pragnąc zapomnieć o kilku ostatnich dniach. Odkąd pojawiła się Michelle, miałem same kłopoty, które z każdą chwilą się rozprzestrzeniały.
Usłyszałem szybkie kroki, mówiące mi, że Michael właśnie biegnie po schodach. 
-Co się.. - nie zdążyłem dokończyć, bo Clifford minął mnie i pobiegł w stronę piwnicy. Złe przeczucia zalały mnie jak fala. Zmęczenie gdzieś zniknęło. W jednej sekundzie usiadłem wyprostowany na kanapie, czekając na najgorsze. 
Mijały minuty, które wydawały mi się ciągnąć wiekami. Co chwilę obracałem głowę w kierunku korytarza prowadzącego do piwnicy. 
-Nie szarp się, kurwa! -usłyszałem stłumiony krzyk Michaela zza drzwi. Serce podeszło mi do gardła. Przełknąłem z trudnością ślinę i ostrożnie podniosłem się z kanapy. Po chwili do pokoju wszedł Clifford, który ciągnął za sobą Michelle i Nicole. Trzymał je obie za włosy, a ich przerażone twarze dały mi do zrozumienia co się musiało stać pod naszą nieobecność. 
Michael pchnął obie dziewczyny na podłogę. Nicole rzuciła mu mordercze spojrzenie, ale wystarczyło, by ten zrobił krok w jej stronę, a dziewczyna zaczęła się cofać na kolanach przerażona. Michelle wstała i zaczęła wrzeszczeć na Clifforda. On tylko uśmiechał się krzywo, a ja mogłem sobie tylko wyobrazić, o czym myśli. 
Nicole wstała i dołączyła do przyjaciółki. Michael zacisnął pięści i ruszył w stronę dziewczyn, miotając przekleństwa. 
Poczułem złość i przede wszystkim bezradność. Wszystko się komplikowało jeszcze bardziej, a ja nic nie mogłem zrobić. Jakby los chciał, bym miał pod górkę. Chwyciłem się za głowę i krzyknąłem jak najgłośniej potrafiłem. Przede wszystkim po to, by jakimś magicznym sposobem pozbyć się złości, ale ona niestety została. 
Podniosłem wściekły wzrok na Michaela, Nicole i Michelle. Dziewczyny zamilkły i wpatrywały się we mnie ze strachem, a Clifford zamarł w pół kroku, patrząc na mnie z niedowierzaniem. 
-Dajcie sobie, kurwa, spokój! - krzyknąłem rozjuszony. Oddychałem szybko i nierówno, próbując się opanować. 
Byłem tak cholernie zły. Jeszcze nigdy nie czułem tak wielkiej bezradności. No, może w dzień pogrzebu rodziny.. Pokręciłem głową, chcąc pozbyć się tych myśli. Podszedłem do Michelle, która odruchowo się skuliła. Nicole chciała stanąć w jej obronie, ale Michael złapał ją w pasie i odciągnął, unieruchamiając. 
-Zostaw ją! - krzyknęła Sky, szarpiąc się w objęciach Clifforda, lecz ten był nieugięty. 
Michelle cofała się przede mną, ale gdy jej plecy natrafiły na ścianę, musiała stawić mi czoła. Próbowała przybrać jakąś dzielną postawę, ale strach, który malował się na jej twarzy niszczył cały efekt. 
Pochyliłem się nad nią, przez co nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Jej oczy otworzyły się szeroko, ale milczała. 
-Powiedz mi, West.. - zacząłem spokojnie. - Czy ciebie kompletnie, ale to całkiem kompletnie pojebało?! Najpierw przeszkadzasz mi w mojej pracy, następnie grzebiesz w moich rzeczach, potem donosisz na mnie swojej przyjaciółce, a potem chodzisz po moim domu, czego nie wolno ci robić. Przez ciebie mam same kłopoty! Cholerne, zajebane kurwa kłopoty! - wrzasnąłem. 
Michelle przyjrzała mi się uważnie, po czym prychnęła.
-Przeze mnie masz kłopoty?! Zabijasz ludzi! Jesteś mordercą, a do tego porywaczem i chamem! Sam się wpędzasz w kłopoty! - krzyknęła. 
Stałem przed nią i z zaskoczeniem wpatrywałem się w jej twarz. Nie spodziewałem się, że w ogóle się odezwie, a co dopiero podniesie głos. A to co powiedziała było dla mnie jakimś ciosem. Nigdy nie interesuje mnie zdanie innych, ale to, że nazwała mnie mordercą zabolało. 
-Odezwij się tak do mnie jeszcze raz, a twoja twarz będzie miała randkę z moją pięścią. - syknąłem, przez zaciśnięte zęby. 
Michelle uniosła dumnie podbródek, ale ręce, które przyciskała do boków drżały. Rzuciła mi kpiące spojrzenie. 
-No dawaj. I tak już wszyscy wiedzą, że jesteś potworem. - powiedziała, ledwo panując nad głosem. 
Bała się mnie. Widziałem to w jej twarzy, w jej trzęsących się rękach, słyszałem w głosie. Kątem oka zobaczyłem drwiące spojrzenie Michaela. Wiedziałem, że na nim słowa West nie robiły wrażenia. Miał ochotę przyłożyć Michelle. Z resztą ja też. 
Złość zawrzała w moich żyłach, a ja uniosłem dłoń, by uderzyć dziewczynę, w której oczach pojawiło się przerażenie. Skuliła się, zamykając oczy, a Nicole zaczęła krzyczeć, żebym nie robił jej krzywdy. 
W tym momencie drzwi otworzyły się i stanął w nich Calum. Miał potargane włosy, jakby co chwile przeczesywał je palcami. Miał na sobie czarne spodnie i zwykłą, szarą koszulkę. Omiótł spojrzeniem scenę, która się przed nim rozgrywała. Spojrzał na Michaela, który unieruchamiał Nicole, która rzucała się dziko, wrzeszcząc na mnie. Potem jego wzrok padł na mnie i na Michelle. Gdy spojrzenie jego brązowych oczu zatrzymało się na dziewczynie, wyraźnie pobladł. Zaskoczyło mnie to trochę, ale nic nie powiedziałem. Odwróciłem się w stronę dziewczyny, gotowy by dzielić ją w twarz, gdy między nami stanął Calum. 
Nie mam pojęcia jak się między nas wcisnął i jeszcze miał miejsce, ale mniejsza z tym. Byłem naprawdę zaskoczony. Hood wyglądał na zażenowanego, jakby jakieś dziecko zrobiło coś głupiego, a on musiał za to przepraszać. Uniosłem brwi, ale on unikał mojego spojrzenia. 
-Zostaw ją. Co ci da, jak ją uderzysz? - zapytał cicho.  
Opuściłem dłoń, ale tylko dlatego, że byłem w szoku. Calum BRONIŁ Michelle? Stał po jej stronie? Ok, to już było dla mnie przesadą. 
-Wiesz w ogóle co się stało? Wymknęła się do niej - wskazałem na Nicole, która już przestała się szamotać z Cliffordem i teraz przysłuchiwała się rozmowie, patrząc niepewnie na Caluma. - Byłeś wtedy w domu. Powinieneś ją zauważyć, gdy wychodziła z pokoju. Miałeś jej pilnować. 
Calum stał wyprostowany, ale wzrokiem błądził po pokoju, jakby się bał na mnie spojrzeć. To mnie jakoś dobiło, sprawiło, że poczułem uścisk w piersi. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi od dziecka, a teraz powstał między nami jakiś mur. Tym murem była Michelle. 
-Co masz na myśli? - zapytał po chwili. Michael patrzył to na mnie to na Hooda, marszcząc brwi, jakby nie do końca wiedział co się dzieje. 
-Skąd Michelle wpadło do głowy, by wyjść z pokoju i szukać Nicole? Nie wiedziała co mamy zamiar zrobić z jej przyjaciółką, a już na pewno nie domyśliłaby się, że przywieziemy ją tutaj. Skąd ona wiedziała, Hood? - warknąłem. 
-Domyśliłam się po prostu. - odezwała się Michelle zza Caluma, który drgnął, jakby zapomniał o jej obecności. - Myślisz, że jestem aż tak głupia, że nie zauważyłam was, jak ją tu przywoziliście?
-Tak, twierdzę, że jesteś głupia. - syknąłem. - Jesteś głupia, bo myślisz, że mnie oszukasz. I jesteś głupia, broniąc Caluma. Nie mogłaś zobaczyć jak przywieźli tu Nicole bo wejście do piwnicy i podjazd są z twojego pokoju nie widoczne. Ale Calum wiedział, że Sky tu jest. 
-Powiedziałem jej. - Hood przygarbił się, mówiąc to, za wszelką cenę starając się uniknąć  mojego wzroku. Byłem naprawdę zły. Ten dzień był najgorszym dniem od śmierci mojej rodziny. 
-Powiedziałeś. - powtórzyłem, nie mogąc uwierzyć w to co usłyszałem. Calum skinął głową. 
-Namawiałam go. - powiedziała Michelle, wychylając się zza pleców Hooda. - Nie chciał mi powiedzieć, ale..
-Zamknij się. - powiedziałem, wciąż patrząc na Caluma. - Zamknij, zanim powiesz coś, przez co jeszcze bardziej zaszkodzisz swojemu obrońcy. 
Michelle zagryzła wargę, ale posłusznie zamilkła. Hood podniósł wzrok i po raz pierwszy spojrzał prosto na mnie. W jego oczach malowało się jakieś rozdarcie, jakby walczył ze sobą po której stronie ma stanąć. Zacisnąłem dłonie w pięści, chcąc powstrzymać chęć uderzenia go w twarz.
-Spadaj stąd. - syknąłem. Calum wyglądał na zaskoczonego. - Po prostu zejdź mi z oczu, Hood. 
Chłopak długo mi się przyglądał, po czym rzucił szybkie spojrzenie Michaelowi, który wpatrywał się w niego obojętnie. Podszedł do drzwi, ale odwrócił się i spojrzał na Michelle i na mnie z powątpiewaniem. 
-Nic się nie stanie twojej księżniczce. - powiedziałem, wciskając w te słowa całą złość, jaka nagromadziła się we mnie tego dnia. - Skoro jest dla ciebie ważniejsza niż przyjaciele, to włos jej z głowy nie spadnie. Chyba, że znów mnie wkurwi. 
Calum stał w drzwiach, zaciskając pięści. Po moich słowach był wyraźnie rozwścieczony. Mimo, iż coś łączyło go z Michelle, oświadczenie, że jest ważniejsza niż my najwyraźniej 
go zraniła i rozzłościła. I dobrze. 
Myślałem, że Hood coś mi odpowie, ale on tylko rzucił mi spojrzenie mówiące "pogadamy o tym później" po czym wyszedł z pokoju. Odwracałem się właśnie do Michelle, gdy drzwi pokoju znów się otworzyły. 
-Cholera, czego znowu chcesz?! - krzyknąłem, patrząc w stronę drzwi. 
Nie stał w nich jednak Calum, tylko Ashton. Uniósł brwi, patrząc po zebranych, ale zamiast skomentować nasze miny i wrzaski, które przed chwilą można było usłyszeć w całym domu, rzucił tylko:
-Bob zgodził się zabrać Nicole. 


* * *



Michelle:



Nienawidziłam siebie za to wszystko co zrobiłam. Przez swój wybryk naraziłam nie tylko siebie na niebezpieczeństwo ale także Caluma, a co gorsza, Nicole. Jak mogłam być tak bardzo egoistyczna? Dobra wiem, chciałam dobrze. Chciałam po prostu zobaczyć się z przyjaciółką ale zapomniałam wymyślić jakiegoś planu. Nie chodzi mi oczywiście o jakiś mega genialny plan nad którym bym musiała siedzieć kilkanaście dni, ale przynajmniej coś w przypadku "odnalezienia" nas, co się właśnie stało. Po mojej głowie wciąż walały się słowa Ashtona "Bob zgodził się zabrać Nicole". O co właściwie chodziło? Nie wiem kto to Bob ale wiem, że na pewno chodziło o moją przyjaciółkę. Gdzie ją chcą zabrać? Modliłam się w duchu, żeby jej się nic nie stało... 
Od tego całego zajścia minęło już dość dużo czasu. Było już południe a ja zamiast położyć się spać po nieprzespanej, pełen wrażeń nocy, siedziałam w kącie na łóżku i patrzyłam się tępo w podłogę przypominając sobie cały wczorajszy dzień. Nie wymyślałam jakichś planów typu RATUNEK NICOLE bo i tak by mi się nie udało, ale myślałam nad pytaniami które mogłabym zadać któremuś z chłopaków gdyby tu przyszli. Nic mądrego nie wpadało mi do głowy, co powodowało moją złość. W głowie miałam pustkę. NIC WIĘCEJ. Ścisnęłam skrawki kołdry w dłoniach i wzięłam głęboki oddech. Żeby coś wymyślić, musiałam się uspokoić. Zamknęłam oczy, rozluzowałam dłonie i zaczęłam oddychać jak na kursie rodzenia. Wdech... Wydech... Wdech... Wydech. 
Drzwi trzasnęły z impetem a w progu pojawił się Luke. Serce podskoczyło mi do gardła, ponieważ zrobił to w najmniej oczekiwanym momencie - w chwili w której próbowałam się uspokoić i wyciszyć. Skończyło się na tym, że w oczach miałam łzy a dłońmi próbowałam wyszukać bicia serca na klatce piersiowej. 
-Przyszedłem pogadać - odparł blondyn jak gdyby nigdy nic i przymknął delikatnie za sobą drzwi. 
-Uhm... Ok -wydukałam niepewnie i ostrożnie odłożyłam ręce z powrotem na kołdrę. 
Luke podszedł do łóżka i usiadł na jego krańcu. Przez chwilę patrzył się na ziemię nic nie mówiąc. Wreszcie odezwał się po kilku minutach ciszy. 
-Co cię łączy z Calumem? -zapytał prosto z mostu. 
-Z Calumem? -powtórzyłam nieświadomie jego słowa. Nie wiedziałam o co mu chodzi. 
-Tak -odkaszlnął -co cię z nim łączy?
-Ale ja nie wiem o co ci chodzi -spojrzałam na niego pewniej i zmieniłam pozycję na łóżku, siadając po turecku. 
-Zadałem ci proste pytanie -sapnął -Co. Cię. Łączy. Z. Calumem? Tyle. A ty mi na to odpowiedz. 
Prawda była taka, że ja sama nie wiedziałam co mnie z nim łączy. Kim on dla mnie był? Przypomniałam sobie o ostatnim zajściu między mną a Hoodem. Przypomniałam sobie jego dotyk na moim ciele. Przypomniałam sobie jego słowa... Ale teraz to nie było ważne. Ważna była odpowiedź, którą musiałam dać Luke'owi. Najgorsze było to, że tej odpowiedzi nie znałam. 
-Nie wiem... -odpowiedziałam nieśmiało. 
-Jak to nie wiesz? -blondyn zapytał mnie, podkreślając "nie wiesz". 
-Nic mnie z nim nie łączy -odparłam po chwili -kilka nic nie znaczących rozmów i tyle...
-Kłamiesz -Luke oskarżył mnie śmiało -widać, że coś jest na rzeczy. 
Rozglądnęłam się z bezradnością po pokoju. Zyskiwałam na czasie by wymyślić coś w miarę sensownego.
-Wiesz co? -blondyn przerwał moje rozmyślania.
-Co? -odważyłam się, żeby spojrzeć w jego piękne błękitne oczy.
-Polubiliście się. I to jest złe. Bardzo złe. -odkaszlnął -będą przez to same kłopoty. 
Luke wstał z łóżka i powoli kierował się w stronę drzwi. 
-Lepiej będzie jak zakończycie swoją znajomość -mówiąc to, wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. 
Patrzyłam tępo w ścianę i próbowałam to sobie wszystko poukładać. Niestety, nie udawało mi się. Zbyt wiele tajemnic, zagadek. "Lepiej będzie jak zakończycie swoją znajomość". Zakończyć znajomość z Calumem? Nie mogę. Tylko on teraz jakoś mnie trzymał. Odebrali mi przyjaciółkę, więc niech przynajmniej nie odbierają mi Caluma. Chociaż znamy się od niedawna, ja już poczułam do niego coś więcej niż tylko przyjaźń. Coś w nim było. Coś co nie pozwalało o nim zapomnieć. Może jego uśmiech? Jego wzrok? Głos? Prawda była taka, że wszystko. Był idealny. 

-Michelle? - ktoś otworzył drzwi, a ja usłyszałam ten delikatny głos. 
Otworzyłam lekko moje zaspane oczy a po chwili podniosłam się na łóżku, bym była w pozycji siedzącej. W progu stał Calum. Nawet przez mrok panujący w pokoju, można było zauważyć smutek na jego twarzy. 
-Mogę wejść? -zapytał nieśmiało. 
-Jasne -odkaszlnęłam i przetarłam nadgarstkiem oczy. 
-Przepraszam cię za chłopaków -powiedział cicho ale słyszalnie. 
-Calum... -przypomniałam sobie rozmowę z Lukiem -idź. 
Szedł w moją stronę, lecz zatrzymał się w pół kroku, gdy usłyszał moje słowa. Na jego twarz wpłynął wyraz zdziwienia zmieszanego ze smutkiem.
-Co? Dlaczego? -najwyraźniej znowu źle potraktowałam Caluma. Czułam się z tym źle, ale co mogłam innego zrobić?
-Nie możemy ze sobą rozmawiać. -wyjaśniłam cicho.
-Bo? -Hood podszedł bliżej mnie -który z chłopaków ci zabronił?
-Luke -nie zdziwiłam się, że powiedziałam mu to od razu. Ufałam mu. Zmarszczył brwi, jakby się nad czymś zastanawiał i przez chwilę się nie odzywał.
-Przecież nie może mi zabronić z tobą rozmawiać. - mruknął w końcu, ale wydawał się mówić sam do siebie. - Jesteśmy tylko.. znajomymi.
-Tylko znajomymi? - powtórzyłam, nim zdążyłam ugryźć się w język. Calum spojrzał na mnie z ukosa, a na jego twarz wpłynął nieśmiały uśmiech. 
-Możesz mnie poprawić jeśli się mylę. - rzucił, a ja się zarumieniłam. W głębi duszy dziękowałam Bogu, że w pokoju jest ciemno. 
Odchrząknęłam, nie do końca ufając swojemu głosowi. 

-Nie, nie.. hmm.. jest ok. Przyjaciele. To znaczy znajomi! Tak, znajomi.. ymm.. no. - zaczęłam się plątać, a na twarzy Caluma pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Nie mogłam przestać się na niego patrzeć. Było w nim coś takiego, co przyciągało mój wzrok. Patrzyłam i patrzyłam i nie mogłam się napatrzeć. 






Rozdział 7 dobiegł końca! 
Jak się wam podobał? Jakieś ulubione momenty? :)
Przepraszamy, że tak długo musieliście na niego czekać ale po prostu brak czasu. 
Postaramy się dodawać szybciej kolejne rozdziały ale nie obiecujemy. 
Bardzo dziękujemy za tyle wyświetleń i miłych słów na temat Revenge! 
To wiele dla nas znaczy :)
Liczymy na szczerą opinię oraz komentarze!
Do następnego
Papa, xxxx

Btw. Jeśli ktoś byłby zainteresowany, to jedna z autorek (penguin) założyła lifebloga 
Tutaj link --> BLOG PENGUIN <-- klik


czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 6

Luke:

Siedziałem na kanapie i znudzony wpatrywałem się w telewizor. Ten dzień nie zaliczał się do najaktywniejszych. Spojrzałem za okno i z ekscytacją stwierdziłem, że za niedługo będzie ciemno. Czekałem na zajście słońca i zamierzałem wyjść z domu, by załatwić kolejnego pustaka z mafii. To będzie moja 3 ofiara. Nie powiem, że czułem się z tym dobrze. Wręcz przeciwnie. Czułem czasem lekkie wyrzuty sumienia, no bo w końcu morderstwo to morderstwo, lecz za każdym razem przypominałem sobie to co oni zrobili z moją rodziną i od razu robiło mi się lżej. 
-Hemmings! -donośny głos Michaela przerwał moje rozmyślania. Po jego minie można było zasugerować, że wołał mnie już przez jakiś czas. 
-Co? -spojrzałem na niego zmęczonym wzrokiem i ziewnąłem. 
-Rozlałeś kawę -odrzekł znudzony, jakby rozlewanie kawy w moim przypadku było codziennością. Mój wzrok powędrował na stolik i faktycznie, była na nim rozlana kawa. 
-Jak ja to zrobiłem? -zapytałem cicho sam siebie -Czemu tego nie pamiętam?
-Bo jesteś debilem -odpowiedział mi Michael bez żadnego trudu.
Nie zwróciłem szczególnej uwagi na jego obelgę. Podniosłem się z kanapy i poszedłem w stronę kuchni, żeby wziąć szmatkę. Wszedłem do niej od strony jadalni i usiadłem na krześle przy mahoniowym stole. Chciałem mieć jakąś chwilę spokoju, to raz. A dwa, jakoś mi się nie chciało bawić w sprzątaczkę. Wyciągnąłem nogi na stół i zacząłem myśleć o tym co może robić reszta chłopaków. 
Ashton miał zadzwonić do Boba i uprzedzić go, że wciśniemy mu do mieszkania Nicole. Mam nadzieję, że coś z tego będzie. Z godziny na godzinę, trzymanie jej tutaj staje się coraz bardziej ryzykowne z powodu Michelle. Dziewczyna w każdej chwili może poczuć chęć do pozwiedzania tego domu, przez co przypadkiem mogłaby natknąć się na piwnicę. Dlatego musieliśmy działać szybko i sprawnie. 
Calum już wrócił z miasta i z tego co mi mówił, to nie znalazł żadnych informacji na temat kolejnych członków mafii. Troszkę się zdziwiłem kiedy wszedł do domu z kilkoma reklamówkami wypchanymi po brzegi. Nie powiedział mi co się w nich znajduje a ja nie zdążyłem się im uważniej przyglądnąć, ponieważ Hood już był na schodach prowadzących na górę. Może to było coś dla Michelle? "Nie". Odpowiedziałem sobie na głos i pokręciłem przecząco głową. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że oni jakoś szczególnie się polubili. Nie chciałem tego. Zaakceptowałbym między nimi najwyżej koleżeństwo. Chociaż w sumie nie wiem, czy nawet to by mi nie przeszkadzało. 
Westchnąłem ciężko i zacząłem wzrokiem błądzić po zasyfionej kuchni. Mój wzrok przyciągnęło zdjęcie w ramce postawione na górnej półce. Wstałem i podszedłem chwiejnym krokiem do szafki. Uśmiechnąłem się na widok tego zdjęcia. Coś w nim było. "Jednak nie jesteśmy tacy straszni" zaśmiałem się w myślach. Na zdjęciu byłem ja, Ashton, Michael i Calum. Było to gdzieś 2 lata temu. Byliśmy roześmiani i robiliśmy głupie miny do zdjęcia. Ja trzymałem w lewej dłoni pluszowego pingwina. Ashton wytykał język i pokazywał środkowy palec, najwyraźniej chcąc by uznano go za bad-boya. Michael robił dzióbek i "rogi" sam sobie. Calum uśmiechał się szczerze a jego zęby były lekko widoczne, jakby przed chwilą się z czegoś śmiał. Ściągnąłem zdjęcie z półki, by uważniej się mu przyjrzeć. Nie mogłem przestać się uśmiechać. Byliśmy kiedyś zupełnie innymi chłopakami. Albo tylko nam się tak wydawało... Momentalnie odłożyłem zdjęcie na miejsce i otarłem nadgarstkiem oczy. Jestem twardy. Nie mogę beczeć jak mała dziewczynka. Podparłem się rękoma o blat i pozwoliłem sobie ochłonąć. Stałem tak jakiś czas, aż w końcu odsunąłem się i wziąłem szmatkę z półki obok. Wyszedłem z kuchni jakby nic się nie stało a Michael obczaił mnie zdziwionym spojrzeniem. Wywnioskowałem z tego, że zastanawia się co tak długo robiłem w kuchni i liczył na wyjaśnienie, ale nie zamierzałem mu nic mówić. Zabrałem się do wycierania plamy po kawie. Przyznam, zajęło mi to długą chwilę ponieważ plama zdążyła już zaschnąć i nieźle się nabawiłem żeby znikła. Odłożyłem szmatkę na stolik kiedy już doprowadziłem wszystko do porządku i usiadłem wymęczony na kanapę. Nie wiem, jak kobiety to robią. 
Usłyszałem tupanie nóg na schodach, sugerujących że ktoś schodzi na dół. Możliwości były dwie, albo Ashton albo Calum. Bowiem Michelle nie miała prawa wychodzić z pokoju do którego ją przydzieliliśmy. Zaledwie 2 sekundy później na dole pojawił się Ashton z widocznym zdenerwowaniem na twarzy. 
-Co jest? -zapytałem go. Znaliśmy się jak bracia więc nie miałem wątpliwości, że coś się stało. Zaczął nerwowo przestępować z nogi na nogę. 
-Ten sukinsyn nie chce przyjąć Nicole. - mruknął. Gdybym nie był tak zmęczony, pewnie rzuciłbym pustym kubkiem po kawie w ścianę. Teraz jednak tylko przetarłem dłonią oczy. 
-Nie obchodzi mnie to. Masz go kurwa przekonać. - warknąłem. 
Ashton mruknął coś pod nosem co zabrzmiało jak "jebnę ci, Hemmings". 
-Idź i to załatw, bo skopie ci dupę. - syknąłem. Irwin przewrócił oczami, po czym wyszedł z pokoju. Słyszałem jeszcze jego przekleństwa, gdy wychodził po schodach. 
Wstałem i skierowałem się w stronę drzwi. Sięgnąłem po skórzaną kurtkę i nałożyłem ją na siebie, po czym otworzyłem drzwi i wyszedłem na świeże powietrze. Wiatr uderzył mi w twarz, co od razu mnie orzeźwiło i odpędziło zmęczenie. Niebo było przysłonięte chmurami, ale gdzie nie gdzie dostrzegałem granat nieba. Usłyszałem za sobą kroki, ale się nimi zbytnio nie przejąłem. Był wieczór i zrobiło się chłodno, więc zadrżałem mimo woli. 
Podszedłem do auta i już miałem wsiadać, gdy dostrzegłem Michaela, otwierającego drzwi od strony pasażera. 
-Co robisz? - zapytałem, unosząc brwi. 
-A co mogę robić, polować na kaczki? Wsiadam do auta, kretynie. - fuknął. 
-Zauważyłem. - warknąłem. - pytam dlaczego wsiadasz do MOJEGO auta. 
-Jadę z tobą. - rzucił i wsiadł do czarnego BMW. Usiadłem za kierownicą i zamknąłem za sobą drzwi, po czym spojrzałem na Clifforda. 
-Wolę jechać sam. - mruknąłem. 
Michael zdawał sobie sprawę, że jadę zabić kolejnego gangstera. Wiedział, że zawsze jeżdżę sam. Nie dlatego, że wstydzę się przed chłopakami tego, co robię czy coś, ale dlatego, że nikt dokładnie nie wiedział kto mi pomaga zdobywać informacje i w ogóle. Nie chciałem, by to się zmieniło, bo po prostu chciałem, by chłopcy zostali anonimowi. Wtedy byli najbezpieczniejsi. 
Michael pokręcił głową. 
-Mam złe przeczucia, Luke. Pojadę żeby cię osłaniać. - powiedział nie patrząc na mnie. Westchnąłem i przekręciłem kluczyk w stacyjce, a samochód zaryczał, przerywając nocną ciszę. Jeszcze raz spojrzałem na Michaela, ale jego mina była zdecydowana, więc nacisnąłem pedał gazu, a samochód wyjechał z podjazdu.


Rozejrzałem się niespokojnie po opustoszałej ulicy. W żadnym domu nie paliło się światło, żaden człowiek nie chodził po ulicy, żadne auto nie przejeżdżało obok nas, żaden pies nie szczekał, żaden papierek nie leżał na chodniku. Ten cały bezruch i cisza były niepokojące. 
Wpatrzyłem się w Sunrise Avenue. Pod numerem 456 panował spokój. Michael wiercił się niespokojnie, co chwilę szturchając mnie w ramię. Wyciągnąłem pistolet ze schowka, odbezpieczyłem go i znów wpatrzyłem się w pustą ulicę, na której rzekomo mieszkał kolejny gangster. 
Nagle drzwi spod numeru 456 się otworzyły. Wyszedł z nich wysoki mężczyzna z szerokimi ramionami. Miał ciemne włosy i brodę, a na sobie podarte jeansy, koszulkę, a na nią narzuconą kurtkę. Wraz z Michaelem znieruchomieliśmy, jakby gangster mógł nas zobaczyć, mimo iż zaparkowaliśmy na parkingu dobre sto metrów dalej, między innymi samochodami. Widziałem go dokładnie, a moja złość z każdą minutą narastała.
Gangster wyciągnął papierosa, zapalił i zaciągnął się, po chwili wypuszczając dym z płuc. Potem wyciągnął telefon z tylnej kieszeni spodni, spojrzał na ekran i mruknął coś pod nosem. Następnie odwrócił się i ruszył wgłąb uliczki, powoli znikając nam z oczu. 
Spojrzałem na Michaela, który skinął głową, więc razem wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy za facetem. Szybko go doganialiśmy, ale pozostaliśmy w odległości jakiś pięćdziesięciu metrów. Narzuciłem na głowę kaptur i schowałem pistolet do kieszeni kurtki. Mój oddech z powodu chłodu zamieniał się w mgiełkę. Michael szedł cicho obok mnie, nie spuszczając wzroku z pleców gangstera. 
Facet wszedł w jakiś ciemny zaułek. Rzuciłem Michaelowi znaczące spojrzenie, a on ledwo dostrzegalnie skinął głową, więc przyspieszyliśmy. Po dwóch minutach byliśmy jakieś dziesięć metrów za facetem. Mężczyzna szedł swobodnie, co chwilę wypuszczając dym papierosowy z płuc. 
Gdy byliśmy tuż przy nim, nagle się odwrócił. Stanąłem jak wryty, ale nie zmieniłem wyrazu twarzy. Michael natomiast zmarszczył brwi i wpatrzył się w gangstera. 
-No, no. Myślałeś, że się ciebie nie spodziewałem, Hemmings? - wyraz mojej twarzy musiał się zmienić, bo mężczyzna uśmiechnął się drapieżnie. - Wiem jak się nazywasz. Zabiłeś moich przyjaciół. Myślałeś, że nie zaczniemy śledztwa? Że nie dowiemy się kim jesteś? Że będziemy czekać, aż nas pozabijasz? 
Jego śmiech rozniósł się po całej uliczce, a mi zjeżyły się włoski na karku ze złości. Michael zacisnął dłonie w pięści, a ja wiedziałem, że z trudem powstrzymuje się, by nie przywalić temu facetowi. 
-I wiesz co? Wiemy kim są twoi przyjaciele. - kontynuował facet. Spojrzał na Michaela i się uśmiechnął, po czym znów przeniósł wzrok na mnie. Jego ciemne oczy nadawały jego twarzy jakiegoś drapieżnego wyrazu. - I wiemy, kim są twoje dwie przyjaciółki..
-Przyjaciółki? Co ty pieprzysz? - przerwałem mu. Uśmiechnął się szeroko, wyrzucając papierosa. Przygniótł go czubkiem buta. 
-Michelle West i Nicole Sky. - szepnął, a ja poczułem, że serce we mnie zamiera na krótką chwilę. Michael nie wytrzymał. Doskoczył do kolesia, chwycił go za przód koszulki i rzucił nim o ceglaną ścianę, która znajdowała się przed nami. Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego. Uderzył głową w mur i osunął się po nim. 
Wyciągnąłem broń i wycelowałem ją w gangstera. Uśmiechnął się słabo. 
-Dalej, Hemmings. My wiemy kim jesteś i co robisz. Ale wiedz, że nie spoczniemy, puki nie padniesz zdechły u stóp szefa. Znajdziemy cię i zabijemy. 
-Gówno mnie to obchodzi, sukinsynu. - syknąłem. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. 
-Zanim mnie zabijesz pamiętaj jedno. Zanim umrzesz, będziesz patrzył na śmierć swoich bliskich. Zabijemy wszystkich. Te dziewczyny również. - powiedział głośno i wyraźnie. Nacisnąłem spust, a ciszę przerwał huk wystrzału. Gangster otworzył oczy ze zdumienia, po czym spojrzał na swoją pierś, na której rosła coraz większa plama krwi. Wywrócił oczami, po czym znieruchomiał. 
Dyszałem ciężko. Michael stał do mnie plecami, a jego pierś unosiła się i opadała szybko. Opadłem na kolana, chwytając się za głowę. 
-Kurwa mać! - krzyknąłem w noc. Michael podszedł do mnie, szarpnął mnie za ramię i pociągnął w stronę auta. 
-Musimy stąd spadać, Luke. - mruknął tylko. Nie odpowiedziałem. Szedłem posłusznie, pogrążony w myślach. Miałem ochotę skopać ciało tego gangstera. To był zły pomysł. Bardzo zły. Powinienem nie brać ze sobą Michaela. Powinienem nie wkręcać w to całe gówno chłopaków. Powinienem zostawić Michelle i Nicole. 
Michael wsadził mnie do auta od strony pasażera, a sam usiadł za kierownicą. Nie spierałem się. Oparłem głowę i zagłówek i zamknąłem oczy. Teraz wszystko spoczywało na moich rękach. Nie tylko moje życie. Musiałem uratować pięć innych istnień. Chociaż dwa z nich mógłbym sobie odpuścić, wiedziałem, że nie dałbym rady. Mimo wszystko byłem odpowiedzialny za życie Michelle i Nicole. Musiałem ich wszystkich ocalić, nim będzie za późno. 



Michelle:


Wzrok Caluma utkwił mi w głowie jak pacierz. Wciąż widziałam przed sobą jego zaskoczoną minę i zabłąkane oczy. Próbował za wszelką cenę wyjaśnić to co przed chwilą powiedział. Chciał bym zapomniała lub udawała że zapomniałam, że nic nie wiem. 
"-Proszę, udawaj że nic nie wiesz -chłopak patrzył na mnie błagalnym wzrokiem -Luke by mnie zabił, gdyby się dowiedział, że ci powiedziałem. 
Westchnęłam ciężko i rozglądnęłam się niespokojnie po pokoju. Chodziło w końcu o moją przyjaciółkę... O moją siostrę. 
-Dobra -skinęłam głową i obróciłam się z powrotem w jego stronę -nic nie wiem. 
-Przepraszam, ale nie wierzę ci -Calum skrzywił się lekko -chodzi o twoją przyjaciółkę i wątpię, że nic nie zrobisz z informacją, że ona jest gdzieś w tym domu. 
-Nic nie zrobię -spojrzałam na niego niepewnie.
-... -chłopak spojrzał mi prosto w oczy i widać było, że oczekuje na wyjaśnienia. 
-Nic nie zrobię, ponieważ wiem jaka jest reszta chłopaków. Wiem, że jak tylko bym wyszła z pokoju to oni już by wiedzieli i daleko bym nie zaszła. Wiem, że są niebezpieczni i nie tylko mi ale także Nicole mogliby zrobić krzywdę. Nie chcę ryzykować -westchnęłam -nie chcę, żeby ona przeze mnie cierpiała. 
Przekręciłam się na łóżku, tak że siedziałam teraz z podkulonymi nogami. Do oczu ciskały mi się łzy ale nie chciałam ich ukazywać. Calum przybliżył się do mnie i delikatnie objął. Dotyk jego dłoni wywołał na moim ciele dreszcze. Jego ręce były duże ale delikatne, według mnie potrafiłby jedną dłonią zakryć większą część mojego brzucha. Oddychałam nierówno czując motylki w brzuchu. Calum głaskał delikatnie mój bok a jego ciepły oddech obijał się o mój kark. 
-Przepraszam -szepnął cicho.
-Za co? -zapytałam zdziwiona i lekko rozluźniałam ręce podtrzymujące moje nogi. 
-Za wszystko -westchnął -za to, że czujesz się nieszczęśliwa przez nas. 
Przekręciłam się gwałtownie na łóżku. Nasze twarze dzieliło maksymalnie 10 centymetrów. 
-Nie przez was -odpowiedziałam mu, delikatnie odsuwając się do tyłu -nie zwalaj na siebie. Tylko ty w tym domu sprawiasz, że jakoś nie mam ochoty stąd odchodzić. Czuję się przy tobie... Inna. 
Chłopak spojrzał mi prosto w oczy co sprawiło, że zarumieniona spuściłam głowę w dół. 
-Bo jesteś inna -chwycił delikatnie moją dłoń. 
Strząsnęłam jego rękę. Serce mówiło mi, żebym brnęła w to dalej ale rozum kazał reagować, uważać. Odsunęłam się do tyłu i oparłam się o ścianę. Calum patrzył na mnie z lekkim rozczarowaniem. Wydaje mi się, że zraniłam go tym ruchem. Po chwili chłopak zszedł z łóżka i skierował się w stronę drzwi. 
-Dobranoc... -powiedział ledwo dosłyszalnym głosem, kiedy już prawie zniknął za drzwiami. "
Myślałam o tym wszystkim co wydarzyło się zaledwie 2 godziny temu. W ciągu całej tej rozmowy doświadczyłam chyba wszystkich możliwych emocji. Aktualnie czułam już tylko ból, wyrzuty sumienia i adrenalinę. Ból, bo było mi przykro, że olałam Caluma chamskim gestem. Adrenalinę, bo za niedługo miałam zamiar wyjść z tego pokoju i zacząć szperać po domu w poszukiwaniach Nicole. Wyrzuty sumienia, bo okłamałam Caluma. Powiedziałam mu, że zostanę w pokoju i nie będę szukać przyjaciółki. Ale nie potrafiłam. Musiałam się z nią zobaczyć. Brakowało mi jej. 
Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę drzwi. Wzięłam kilka głębokich wdechów i wydechów zanim wyszłam z pokoju. Wreszcie moja ręka dotknęła klamki. Nacisnęłam na nią jak najdelikatniej umiałam i wychyliłam głowę by sprawdzić czy nie ma nikogo w pobliżu. Po sprawdzeniu terenu wyszłam z pokoju i ruszyłam w głąb korytarza. 
Nie wiedziałam gdzie mam się spodziewać Nicole ale uważałam, że na górze raczej jej nie będzie więc poszukałam wzrokiem schodów. Po kilku minutach znalazłam się na dole. Dopiero teraz byłam w stanie powiedzieć, że ten dom był ogromny. Przez strach który odczuwałam, wydawało mi się że moje kroki słychać na kilka kilometrów. Co chwilę wydawało mi się, że ktoś za mną stoi i patrzy się na mnie. Miałam już dość. Spojrzałam za okno i spostrzegłam, że na podjeździe brakuje auta Luke'a. Dom także wydawał się pusty. Mimo wszystko tak strasznie się bałam, że już miałam zamiar się poddać i wrócić do pokoju. Lecz przełamałam się i szłam dalej. Zwiedziłam cały parter otwierając każde drzwi po kolei ale niestety... nigdzie nie było Nicole. 
Miałam już wracać na górę i zacząć tam szukać ale wtem mój wzrok przykuły drewniane drzwi skryte pod cieniem nocy. Moje serce zabiło szybciej a nogi momentalnie zrobiły się jakby z waty. Wiedziałam, że tam będzie Nicole. W domu dziecka wiele naoglądałam się różnych filmów i w każdym filmie gdzie był motyw porwania, ofiara była przechowywana w pokoju o takich właśnie drzwiach. Podeszłam tam szybko i delikatnie dotknęłam klamki. Ostrożnie nacisnęłam na nią, jakby zaraz się miała rozlecieć a po chwili znalazłam się w ciemnym pomieszczeniu. Macałam ręką ścianę w poszukiwaniu włącznika światła. Zajęło mi to dobre kilka minut ale w końcu się udało. 
Panujący mrok rozświetliło kilka lamp powieszonych na suficie. Rozglądnęłam się dookoła pokoju i stwierdziłam, że jest to piwnica. Kilka zaniedbanych foteli położone byle jak w kącie. Półki i szafki różnego koloru porozstawiane po całym pomieszczeniu zawierające różne, nie mające ze sobą nic wspólnego, rzeczy. Mój wzrok przykuła figura za jednym z foteli. Nie umiałam stwierdzić co to jest ale wyglądało dziwacznie. Podeszłam w tamtą stronę i zobaczyłam ją. Ledwo opanowałam pisk radości. Za fotelem leżała moja przyjaciółka. Była zwinięta w kłębek a jej oczy były zamknięte. Spała. Nie zamierzałam czekać aż się obudzi, w jednej chwili skoczyłam na nią i zaczęłam łaskotać. 
Nicole zaczęła się szarpać jak to zawsze miała w zwyczaju gdy ktoś ją łaskotał. Z jej ust wydobył się jęk niezadowolenia. Normalne, no bo w końcu ktoś ją próbował obudzić. Po chwili jej oczy się otworzyły a nasz wzrok się spotkał. Byłyśmy w dziwnej pozycji. Ona leżała byle jak na podłodze a ja siedziałam na niej rozkraczona. Między nami była cisza. Nie wiedziałam co jej mam powiedzieć. Nagle przyjaciółka strąciła mnie z siebie sprawiając, że spadłam na ziemię. Wstała a po chwili pomogła mi zrobić to samo. Bez żadnych słów przytuliła mnie. Rozpłakałyśmy się w swoich ramionach w tym samym czasie. Tęskniłam za nią i mogę dać sobie uciąć rękę, że ona za mną również. 
-Skąd masz te ubrania kupo? -Nicole zapytała mnie a w jej głosie było słychać szczęście.
-Prezent od przestępcy -nie umiałam stłumić śmiechu. Ponownie wpadłyśmy sobie w ramiona a po chwili zaczęłyśmy skakać z radości i piszczeć. 
Następnie spoważniałam. Uniosłam podbródek Nicole by się jej uważnie przyjrzeć. W naszej przyjaźni nigdy nie było czegoś takiego, że to Nicole ma być odpowiedzialna, troskliwa bo jest starsza. Nie. Obie traktowałyśmy się na równi. 
Nicole wyglądała na zmęczoną i jakby chudszą, choć była tu jeden dzień. To pewnie przez strach. Przytuliłam ją jeszcze raz.
-Zgniatasz mi cycki. - wymamrotała, ale także mnie przytuliła. Zaśmiałam się. Odsunęłam się od niej i rozejrzałam po pokoju. 
-Musimy się stąd wydostać, Nicole. - powiedziałam. Dziewczyna otoczyła się ramionami, jakby było jej zimno. 
-Nie wiem, Michelle. Boję się tych chłopaków. - wyznała cicho. 
-Ja też. Ale coś wymyślimy. Musimy im zwiać. - powiedziałam wściekła. Dopiero teraz, widząc moją przyjaciółkę wiedziałam, że muszę stąd odejść. Byłam tylko śmieciem dla tych chłopaków. I Nicole również. 
-Razem damy sobie radę. - powiedziałam stanowczo.Moja przyjaciółka wyciągnęła do mnie rękę, pokazując mały palec. Uśmiechnęła się lekko. 
-Na zawsze razem, co nie West? - zapytała. Moje oczy rozszerzyły się gwałtownie. Nie sądziłam, że ona jeszcze to pamięta. Tę przysięgę na małe palce składałyśmy w domu dziecka gdy miałyśmy chyba po pięć lat. Wzruszył mnie ten gest.
-Na zawsze, Sky. - szepnęłam, ściskając małym palcem jej palec. Uśmiechnęłyśmy się do siebie szeroko, po czym znów się przytuliłyśmy i po chwili wybuchnęłyśmy śmiechem. Wtuliłam się w Nicole, wiedząc, że nie mogą już nas rozdzielić. 
Drzwi piwnicy otworzyły się a moim oczom ukazał się Michael. Gwałtownie puściłam Nicole a z naszych twarzy momentalnie zniknął uśmiech. Do głowy wpadła mi jedna myśl. Miałyśmy przesrane. 








DZIĘ-KU-JE-MY!
za prawie 5000 wyświetleń
za wsparcie z waszej strony
za miłe słowa, które kierujecie do nas na blogu oraz na twitterze
Po prostu za wszystko! :) 
Jak się wam podobał 6 rozdział?
Wasze ulubione momenty? Cytaty? 
Swoje opinie zostawiajcie w komentarzach! :) 
Gratulujemy jednej z autorek (penguin) która pisała część rozdziału z wybitym palcem :o
Mamy prośbę :) 
Jeżeli fanfiction Revenge się wam podoba to chciałybyśmy abyście próbowali je rozgłośnić :) 
Polecić na twitterze lub waszym blogu (oczywiście, jeśli tylko chcecie!) 
Ps. Końcówka rozdziału (o przyjaźni Michelle i Nicole) bardzo wiele dla nas znaczy. Opisuje przyjaźń między nami (autorkami). :) 
Jeszcze raz liczymy na komentarze! 
Do następnego
Papa, xxxx  

poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział 5

Luke:

Leżałem na łóżku w mojej sypialni i przyglądałem się białemu sufitowi z rękoma pod głową. Myślałem o tym, co przed chwilą zobaczyłem. W sumie to nic się nie wydarzyło ale czuję się z tym źle. Wchodząc do pokoju, gdzie była Michelle razem z Calumem, ujrzałem ich śmiejących się od ucha do ucha na łóżku. Widać było, że się polubili, że miło razem spędzają czas. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że tak właściwie jeszcze nigdy nie widziałem Caluma takiego szczęśliwego. Przez te wszystkie lata nie potrafiłem wywołać u niego szczerego śmiechu. Zawsze tylko coś wymagałem, mówiłem że robi coś źle... Zawsze coś. Nigdy go nie pochwaliłem, choć dużo dla mnie zrobił. Calum należał do osób skrytych, nieśmiałych ale, kurwa, ja nie potrafiłem tego zrozumieć i za każdym razem kiedy bał się coś zrobić to wyżywałem się na nim psychicznie lub fizycznie. A teraz przyszła ona, Michelle, po pierwszych zamienionych między sobą słowach Calum już wiedział, że ją lubi. Ja... Chyba też ją lubiłem. Wziąłem głęboki wdech i obiecałem sobie w duchu, że muszę się zmienić w stosunku do Caluma. Jest moim przyjacielem od czasów szkolnych i zawsze mnie wspierał, więc ja teraz nie mogę być dla niego taki jaki byłem do tej pory. Oczywiście nie zamierzam mu kupować kwiatków i śpiewać kołysanki na dobranoc ale coś zmienię. Moje rozmyślania przerwało mocne pukanie do drzwi. Usiadłem na łóżku i już zamierzałem wstać, by otworzyć ale nie zdążyłem, ponieważ Ashton już stał w progu. Wyglądał jednocześnie na przestraszonego i szczęśliwego. 
-Mam ją -powiedział a ja spojrzałem na niego tępym wzrokiem. Nie bardzo wiedziałem o co mu chodzi. 
-Co? -zapytałem delikatnie.
-Jak to co? -na twarzy Ashtona wyraźnie widać było zdziwienie -Nicole. 
Nagle wszystko sobie przypomniałem. 
-A no tak -klepnąłem się w czoło, co wywołało u lokowatego śmiech. Skarciłem go wzrokiem -gdzie jest?
-W piwnicy -odparł gdy opanował śmiech -pomyślałem, że to byłby błąd gdybym przyniósł ją do domu. 
-Dobrze pomyślałeś -wstałem z łóżka i zacząłem chodzić po pokoju -powiedziałeś Nicole że tu jest Michelle?
-Nie - odparł takim tonem, jakbym był idiotą. Nie przejąłem się tym. Miałem ważniejsze problemy na głowie. Ashton zaczął nucić coś po nosem, a ja w tym czasie myślałem co zrobić z Nicole. Nie mogliśmy jej wieki trzymać w piwnicy, ale nie mogliśmy też wpuścić jej do domu, ani też wypuścić. Kurwa. 
Przejechałem dłonią po twarzy, a następnie po włosach, myśląc gorączkowo. Ashton zaczął kiwać się w przód i w tył na piętach. Westchnąłem. 
-Co robisz? - zapytał Ash po kolejnych minutach ciszy. Przystanąłem i rzuciłem mu zmęczone spojrzenie. Od ostatnich kilku dni prawie w ogóle nie spałem. 
-Myślę. - warknąłem. Ashton udał zaskoczenie. 
-Co? Serio? Dajcie kalendarz, to trzeba zapisać! - zaśmiał się, gdy rzuciłem w niego poduszką. Sapnąłem ze zniecierpliwieniem, ale nie mogłem się nie uśmiechnąć. Irwin się opanował i wskazał na drzwi. 
-Może do niej pójdziemy, co? - zapytał, a ja kiwnąłem głową. Wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy w kierunku piwnicy. Ten dom był naprawdę ogromny, więc osoba, która nie mieszka tu dostatecznie długo może się łatwo zgubić. Po dobrych pięciu minutach byliśmy na miejscu. Ashton otworzył drzwi i wszedł do środka. Rozejrzałem się, ale z tego co było mi wiadomo, to Calum był z Michelle, a Michael oglądał TV. Nikt więc nam nie będzie zawadzał. Wszedłem za Irwinem, zamknąłem za sobą drzwi, po czym się rozejrzałem. 
Najpierw nie dostrzegłem Nicole, więc się zmartwiłem, że uciekła. Już miałem nawrzeszczeć na Ashtona, gdy coś poruszyło się w kącie. Dziewczyna siedziała skulona pod ścianą. Miała długie, blond włosy, lekko kręcone, oraz brązowe oczy. Twarz miała zapłakaną, ale mnie to osobiście nie obchodziło.
-Masz jej telefon? - zapytałem Irwina. Kiwnął głową, po czym wyciągnął telefon i wręczył mi go. Odblokowałem go i spojrzałem na spis połączeń. Serce zabiło mi mocniej, gdy zobaczyłem numer policji. Cholera jasna! 
Spojrzałem na Nicole, która zakryła się kurtyną blond włosów, by mnie nie widzieć. Podszedłem do niej, chwyciłem ją za włosy i pociągnąłem w górę. Z piersi dziewczyny wyrwał się pisk bólu, ale po chwili zamilkła. Ashton uśmiechnął się lekko, patrząc na Nicole i na mnie. 
-Dzwoniłaś do glin. - wysyczałem. Nie poruszyła się. Jej brązowe oczy wpatrywały się we mnie z przerażeniem. Zacisnęła usta w wąską kreskę, jakby hamowała płacz. - Co im powiedziałaś? 
Dziewczyna pokręciła głową, ale nie odpowiedziała. Całe jej ciało drżało, a dłonie kurczowo zaciskała w pięści. Usłyszałem za sobą dźwięk odbezpieczanej broni. Uśmiechnąłem się, nawet się nie odwracając. Wiedziałem, co Ashton wyprawiał. 
-Gadaj, bo Irwin odstrzeli ci nogę. - szepnąłem jej do ucha. Zaszlochała cicho, ale pozostałem niewzruszony. 
-N-nic. - odszepnęła, cienkim głosem. Kłamała, wiedziałem, że kłamała. Pokręciłem głową i chwyciłem ją za ramiona, unosząc do góry, tak, że jej nogi zawisły w  powietrzu. Dziwiłem się, że jeszcze mnie nie kopnęła, ale to może przez strach. 
-Dawaj, Ash. - powiedziałem. Oczy Nicole się rozszerzyły, gdy Irwin wycelował lufę w jej nogę. Pisnęła cicho, zaciskając palce na moich dłoniach, chcąc bym ją puścił. 
-Nic nie powiedziałam. Przysięgam. Proszę, zostawcie mnie. - szepnęła, ledwo dosłyszalnym głosem. Uśmiechnąłem się do niej.
-Nie wierzę ci. - rzuciłem, patrząc jak łzy spływają po jej policzkach. - Po gówno do nich dzwoniłaś?
Znów pokręciła głową. 
-Chciałam zadzwonić, ale Ashton wyrwał mi telefon. - wychrypiała. Przekrzywiłem głowę, zastanawiając się, czy to co powiedziała, jest prawdą. W końcu westchnąłem i puściłem Nicole, a ona upadła z hukiem na ziemię. 
Zwinęła się w kłębek i rozbeczała się na dobre. Ashton prychnął i schował pistolet za pasek spodni. Podrzuciłem telefon dziewczyny, która kuliła się u moich stóp i złapałem go sprawnie. 
-Ash, musimy ją stąd zabrać. Może do tego informatora, Boba. - uśmiechnąłem się na dźwięk tego imienia. - Niech weźmie ją do domu i pilnuje.
-Nie zgodzi się. - mruknął Irwin, niezadowolonym tonem. 
-Gówno mnie to obchodzi. Inna opcja nie wchodzi w grę. Nie wiem jak to zrobisz, ale jutro ta dziewczyna ma stąd zniknąć. Jasne? - warknąłem, a Ash się wzdrygnął, słysząc mój gniewny ton. 
-Ta. - burknął, rzucając szybkie spojrzenie na Nicole. Odwrócił się i wyszedł, zostawiając mnie samego. Kucnąłem przy łkającej dziewczynie. 
-Masz szczęście, że nie kazałem zająć się tobą Michaelowi. On by już dawno pobił cię do nieprzytomności. - powiedziałem, a dziewczyna drgnęła i znieruchomiała. - Ale nie tylko on tutaj lubi przemoc. Spróbuj uciec, a przysięgam, że wpakuje ci kulkę w łeb. 
-Co ja wam zrobiłam? - zapytała cichym, ale mocnym głosem. Uśmiechnąłem się, ale nie odpowiedziałem. Wstałem, po czym i wyszedłem z piwnicy, zamykając za sobą drzwi na klucz. 

Siedziałem na kanapie i wraz z Michaelem przygryzałem niechętnie kanapki zrobione przez Ashtona. Nie żeby były złe, ale stać go było na lepsze. Lokowaty aktualnie siedział u siebie w pokoju i rozmawiał z Bobem odnośnie przetrzymania Nicole u siebie. Ja i Michael akurat rozmawialiśmy o Fifie. Uwielbialiśmy Fifę. 
-Jadę poszukać jakichś informacji na temat kolejnych członków mafii -naszą rozmowę przerwał Calum, który ni stąd ni zowąd znalazł się na dole -może coś znajdę.
-Ok -skinąłem głową i uśmiechnąłem się lekko. Nie sądziłem, że mu się uda ponieważ szukanie jednego członka zajęło nam 6 miesięcy -powodzenia.
-Dzięki... -Hood odparł niezbyt pewnie i wyszedł z domu. Nie zdziwiłem się, że zaskoczyły go moje słowa. Po śmierci rodziny byłem dla niego wredny, więc nagła zmiana mogła go zdziwić. 
Usłyszałem warkot silnika i chrzęst żwirku sugerujący, że Calum wyjechał z podjazdu. Wraz z Michaelem wróciliśmy do rozmowy. 




Michelle:

Where are you and I'm so sorry
I cannot sleep I cannot dream tonight 
I need somebody and always
This sick strange darkness
Comes creeping on so haunting every time
And as I stared I counted
The webs from all the spiders
Catching things and eating their insides
Like indecision to call you
and hear your voice of treason
Will you come home and stop this pain tonight
Stop this pain tonight
...

Leżałam na łóżku z przymkniętymi oczami i uważnie wsłuchiwałam się w każde słowa piosenki. W uszach miałam słuchawki a w rękach trzymałam mp4, którą nie dawno podarował mi Calum. Oczywiście nie chciałam jej przyjąć ale chłopak nalegał. Zastanawiałam się co jest z nim nie tak. Jak na aktualną chwilę oceniałam go na idealnego a przecież każdy musi mieć jakieś wady. Wada Caluma? Może jedynie taka, że żyje z przestępcami i co nie co im pomaga. Czy był do nich podobny? Ani trochę. Calum miał uczucia, był troskliwy, nie był brutalny. Dużo można było wymieniać. A reszta chłopaków była zupełnym przeciwieństwem.
Kiedy piosenka dobiegła końca, wyciągnęłam słuchawki z uszu i odłożyłam mp4 na bok. Usiadłam na łóżku i oparłam się plecami o ścianę, bojąc się że w każdej chwili może tu wlecieć Luke lub co gorsza Michael. Obserwowałam pokój z mniejszym zainteresowaniem niż za pierwszym razem, ponieważ w pewnym sensie znałam go już na pamięć. W moim brzuchu niemiłosiernie burczało a ból głowy z godziny na godzinę był coraz większy. Od kiedy się tutaj znalazłam nic nie jadłam. Pomijam fakt, że oczywiście się nie kąpałam i cały czas byłam w tych samych ciuchach i bieliźnie. Czułam się okropnie, jak bezdomny. Odrzuciłam obrzydliwe myśli z głowy i spojrzałam za okno. Słońce sięgało już ku zachodowi. Przekręciłam się na bok i stanęłam na czworakach na łóżku. Poczłapałam w stronę parapetu i usiadłam przed nim. Żałowałam, że dopiero teraz zdecydowałam się na podejście do okna. Widok był zupełnie inny niż widziałam kiedykolwiek w życiu. Zawsze widziałam tylko i wyłącznie bloki, domy, ulice i samochody a teraz rozciągała się przede mną natura. Zero nowoczesności. Tylko natura. Podobał mi się ten widok. Uśmiechnęłam się delikatnie i zaczęłam rozmyślać nad tym gdzie teraz może być Calum. Nie powiedział mi gdzie idzie ale obiecał, że wróci do mnie. Podniosło mnie to na duchu. Tylko on sprawiał, że mała cząstka mnie jakoś nie chciała uciekać z tego miejsca. 
-Co robisz? -drzwi momentalnie się otworzyły a w nich stanął Michael.
-N-nic -odparłam. Prawie padłam zawałem. Nie spodziewałam się, że ktoś wejdzie do pokoju a tym bardziej z takim impetem. 
Michael rozglądnął się po pokoju a po chwili wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Szedł w moją stronę co spowodowało mój strach i przycisnęłam się bardziej w stronę ściany. Chłopak usiadł na krańcu łóżka i z uśmiechem poklepał miejsce obok siebie chcąc bym usiadła obok niego. Zdziwiłam się ale przesunęłam nieśmiało w jego stronę. 
-Jak tam? - zagadnął wesoło. Okej, prawdę mówiąc to wtedy tylko się na niego gapiłam z szeroko otwartymi oczami i ustami, a on uśmiechał się szeroko. Przełknęłam z trudem ślinę myśląc, czy to aby nie jakiś podstęp.
-Uhm.. ok. Czuje się jak kopciuszek. - rzuciłam. Michael spojrzał na mnie, unosząc brwi. 
-Ten po przemianie? - zapytał z rozbawieniem. 
-Raczej przed. - mruknęłam, nerwowo skubiąc swoją bluzkę. Michael zaśmiał się głośno. Aż podskoczyłam na ten dźwięk. Nie wyobrażałam sobie, że on może się śmiać. 
-To dobrze, bo tak wyglądasz. - powiedział, a ja oblałam się rumieńcem. Byłam brudna, ale kto jak kto, Michael nie mógł mi tego wypominać. Złość wrzała w moich żyłach, lecz nie śmiałam się mu odciąć. Siedziałam więc cicho. 
Michael zaczął się rozglądać po pokoju, a ja wpatrzyłam się krajobraz za oknem. Widziałam drogę z tego domu, która ciągnęła się aż za horyzont niczym ogromny wąż. Słońce powoli schodziło ku ziemi, rzucając promienie na drzewa, które widziałam z okna mojej sypialni. Był to naprawdę miły widok i cieszyłabym się nim, gdyby nie Michael. Czułam na sobie jego wzrok. 
-Co robiliście z Calumem? - zapytał nagle. Mimo wszystko się zarumieniłam. Nie robiliśmy nic nieprzyzwoitego, ponieważ nie ufałam mu dostatecznie, choć było tego blisko. Byłam mu bardzo wdzięczna, za wszystko. Ale czułam, że mówiąc o nim poruszam jakiś nasz wspólny sekret.
-Rozmawialiśmy. - odparłam wymijająco. Michael uśmiechnął się pod nosem, ale nie odpowiedział. Przygryzłam wargę, otaczając się ramionami, bo zrobiło mi się zimno. Nic nie poradzę, że wszyscy w tym domu - oprócz Caluma - byli dla mnie niemili i po prostu nie potrafiłam się ich nie bać.
Coś zabrzęczało i Michael wyciągnął z kieszeni spodni telefon. Zmarszczył brwi, patrząc w ekran, po czym podniósł się i wyszedł z pokoju. Nie wiem, co się stało, ale nie zamierzałam węszyć. W ogóle nie zamierzałam wychodzić z tego pokoju. 
Znów wpatrzyłam się w okno, przypominając sobie, że wraz z Nicole, gdy jeszcze mieszkałyśmy w domu dziecka, zawsze wieczorem wymykałyśmy się z pokoi i wychodziłyśmy na dach przez okno. Było łatwo, bo prowadziła tam drabina, na którą wchodziło się z parapetu Nicole. Siadałyśmy na krawędzi dachu i patrzyłyśmy jak słońce kończy swoją wędrówkę po niebie, a na jego miejsce wstępuje księżyc i gwiazdy. Coś ścisnęło mnie w gardle, na myśl o Nicole. Nie miałam pojęcia co z nią zrobili. Bałam się i czułam poczucie winy. Bo to przeze mnie, moja najlepsza przyjaciółka miała kłopoty. 
Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanął Calum. Uśmiechnęłam się na jego widok, a on odwzajemnił nieśmiało ten gest. Było coś słodkiego w tej jego niepewności. W rękach trzymał pełno reklamówek i toreb, wypchanych po brzegi. Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi, po czym rzucił na łóżko te wszystkie rzeczy. 
-Byłeś na zakupach? - domyśliłam się. Było mi trochę przykro, że zamiast siedzieć ze mną, wolał jechać na zakupy, ale nic nie powiedziałam. Calum uśmiechnął się szeroko. 
-Tak, ale wiesz.. - spojrzał na mnie niepewnie i się zarumienił. Zamrugałam zdziwiona. - Te rzeczy są dla ciebie. 
Po tych słowach nastąpiła cisza. Patrzyłam na niego z półotwartymi ustami, nie wierząc w to co powiedział. 
-I jeśli chcesz.. to obok jest łazienka. Więc jak coś to.. - zaczął, drapiąc się po głowie. 
-Czy chcę?! - przerwałam mu. - Ja o tym marzę! 
Uśmiechnął się niepewnie, a ja przez jakiś impuls podbiegłam do niego i zarzuciłam mu ręce na szyję. Dobra, może było to nierozsądne, w końcu on mnie więził. Ale było w nim coś odmiennego od reszty chłopców. Najpierw był zmieszany, lecz później odwzajemnił mój uścisk. 
-Dziękuję za wszystko. - szepnęłam.
Gdy w końcu się od niego odczepiłam, zabrałam jakieś spodnie, bieliznę, bluzkę i wybiegłam do łazienki. Zamknęłam drzwi, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę, która natychmiast zmoczyła całe moje ciało. Cudownie było poczuć na skórze ciepłą wodę. Zamknęłam oczy rozkoszując się tą chwilą, po czym umyłam się dokładnie, wraz z włosami.
Po kilku minutach wyszłam z kabiny i założyłam nowe ciuchy.  Rozmiar był idealny. Nie wiem jak Calum wybierał te rzeczy, ale to było nie ważne. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze, po czym wyszłam z łazienki. 
Calum siedział na parapecie i patrzył za okno. Chyba wszystkich przyciągał ten widok. Gdy zamknęłam drzwi, odwrócił głowę i spojrzał na mnie, a jego oczy zabłysły. Usiadłam na łóżku, przeczesując rękami wilgotne włosy.  Nagle do mojej głowy wpadła pewna szalona myśl. 
Spojrzałam niepewnie na Caluma. Przekrzywił głowę, unosząc lekko brwi, jakby chciał mnie zachęcić do wypowiedzi. Odetchnęłam głęboko.
-Calum.. - zaczęłam niepewnie. 
-Tak? 
-Wiesz, gdzie jest Nicole? - wyrzuciłam z siebie jednym tchem. 
Calum spoważniał, zaciskając usta. Przez chwilę mi się przyglądał, po czym odwrócił wzrok. Czyli wiedział. Wiedział, gdzie była moja przyjaciółka. 
-Calum, proszę. Powiedz mi, gdzie ona jest. - wyszeptałam. Spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym zadała mu pytanie, na które nie ma odpowiedzi. Zagryzłam wargę, czekając. Chłopak długo milczał, aż w końcu straciłam nadzieję na jakiekolwiek słowa. 
-Ona jest tutaj. - wykrztusił, po czym zrobił zdziwioną minę, jakby nie mógł uwierzyć, że to powiedział. Otworzyłam szeroko oczy. Była tutaj.
Nicole była gdzieś w tym domu.





Jak się wam podobał rozdział 5? :D 
Powiemy wam, że mamy coraz większą wenę i motywację do pisania! 
Oczywiście, to dzięki wam :) 
Kochani jesteście, naprawdę i bardzo wam za to dziękujemy ♥
Nie możemy uwierzyć, że za niedługo 5000 wyświetleń :o
SZOK! 
Liczymy na komentarze
Do następnego
Papa, xxxx 

czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 4

Luke:

Szedłem szybkim krokiem korytarzem na piętrze. Co chwilę coś się działo! Nawet nie zdążę do końca ogarnąć jednego problemu a już pojawia się kolejny! W rękach przewracałem niespokojnie telefon Michelle. Byłem bardzo zdenerwowany. Modliłem się, by osoba do której dzwoniła West, nie poszła na policję. Wtedy nie tylko ja ale także chłopaki będą mieli wielkie kłopoty, a nie chcę ich dopóki nie załatwię wszystkich z tego pierdolonego gangu. Włączyłem jej telefon przypominając sobie, że jest coś takiego jak rejestr połączeń. 
-Luke! -usłyszałem za sobą krzyk Michelle, która po chwili mnie dogoniła -Luke! 
-Co? -warknąłem na nią. 
-Błagam... -w jej oczach stanęły łzy -nie róbcie jej krzywdy. Zadzwonię do niej i powiem jej, żeby nie szła na policję.
-Nie -odpowiedziałem jej stanowczo. Było duże prawdopodobieństwo, że ta osoba i tak pójdzie na policję w obawie o Michelle. Nie chciałem ryzykować -załatwimy to po swojemu.
-Obiecaj mi, że nic jej się nie stanie -dziewczyna wybuchnęła płaczem i mało brakowało od tego, że zaczęła by mnie błagać na kolanach. 
Odszedłem od niej kierując się w stronę schodów prowadzących na parter. Nie będę jej niczego obiecywał. Schodząc na dół, ponownie włączyłem telefon i najechałem na numer z którym ostatnio rozmawiała. "Nicole". Pomyślałem, że to może być jej przyjaciółka. Wszedłem do kuchni i skierowałem się w stronę półki na której leżały kartki papieru i kilka długopisów. Nie zauważyłem nawet, że w kuchni toczyła się aktualnie bitwa o pączka z kolorową posypką. Wziąłem kartkę i długopis i zanotowałem imię oraz numer telefonu niejakiej Nicole. Po głowie latało mi wiele myśli. Bałem się, że ona nas wyda. Musiałem szybko działać. Wziąłem głęboki wdech i zamierzałem się odwrócić by zlecić Ashtonowi zadanie. Wtem oberwałem w głowę pączkiem z kolorową posypką. Spojrzałem morderczo na Caluma.
-Sorry -wydusił Hood ledwo słyszalnym głosem, ponieważ tak jak reszta zwijał się ze śmiechu.
Podniosłem z ziemi "bombę" która mnie zaatakowała i ugryzłem kawałek. Chłopacy spojrzeli na mnie przerażonym wzrokiem, ponieważ byli przekonani że to któryś z nich zje tego pączka. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Cieszyłem się, że ich mam ponieważ nawet nie wiadomo jak by było źle to tylko oni potrafili poprawić mi humor. 
-Michelle jest na górze? -zapytał po chwili Calum. 
-No -spojrzałem na niego ze zdziwieniem. Nagle przed moimi oczami ukazał się obraz płaczącej dziewczyny. Błagała mnie trzęsącym się głosem o to bym nie robił krzywdy jej przyjaciółce a z jej oczu leciały łzy jak grochy. Odrzuciłem ten obraz z mojej głowy. Nie chciałem jej współczuć.
-To... -zaczął Calum -ja pójdę sprawdzić co tam u niej. 
Po tych słowach czarnowłosy wybiegł z kuchni. Michael spojrzał drwiąco na zamykające się drzwi i mruknął coś pod nosem. Usiadłem na przeciwko Michaela i wraz z chłopakami zaczęliśmy rozmawiać o różnych rzeczach. Pączek z posypką. Ostatnie wiadomości. Niewyprana pościel Ashtona. Rozmowa ciągła się przez jakiś czas sprawiając, że zapomniałem o misji którą miałem zlecić lokowatemu. Przypomniałem sobie o tym dopiero po tym, jak Michael zaczął mówić kawał o policjancie. Poderwałem się nagle na równe nogi.
-A tobie co? -przerwał Michael patrząc na mnie z uśmiechem-atak? owsiki? ból stawów?
Irwin wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, co spowodowało że wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Opanowałem się po chwili i odchrząknąłem. 
-Michelle zadzwoniła do kogoś. - mruknąłem, a chłopcy natychmiast spoważnieli. Michael zmarszczył brwi i wpatrzył się we mnie z intensywnością, oczekując moich dalszych słów. Ashton pochylił się w moją stronę ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy, także czekając na wyjaśnienia. - To była jakaś Nicole i z tego co słyszałem, to West kazała jej iść na policję. 
Michael zaklął, a Ashton ze złością przeczesał włosy. 
-Kurwa mać! - krzyknął lokowaty, waląc pięścią w stół. Wiedziałem, co czuł. Także byłem wściekły. Na Michelle, na siebie, na chłopaków, na cały świat, za to, że tyle razy wszystko nam się komplikowało. 
Michael spojrzał na mnie dziwnie. 
-Skąd wzięła telefon? Miałeś go dobrze ukryć. - warknął na mnie, a ja poczułem jeszcze większą nienawiść do tego idioty. 
-Ukryłem. - syknąłem i wtedy coś do mnie dotarło. - Jak Michelle znalazła się w pokoju, w którym zostawiłem telefon? Skąd się tam wzięła?! Przecież zostawiłem ją w moim pokoju. 
Ashton milczał, bawiąc się pustą szklanką. Wiedziałem, że nad czymś rozmyślał, co było w tej chwili wkurzające bo liczyłem na wyjaśnienia. 
Michael zmierzył mnie wściekłym spojrzeniem. 
-Mówiłem, że lepiej by było, gdybyśmy ją zamknęli w piwnicy! - krzyknął. 
-Nie obchodzi mnie co mogliśmy zrobić, kretynie. Pytam, jak Michelle znalazła się w tamtym pokoju? - rzuciłem, a Clifford zarumienił się lekko. Nie wiedziałem czy ze złości czy z jakiegoś innego powodu, ale teraz nic mnie nie obchodziło, prócz jego odpowiedzi. Miałem ochotę mu przywalić. 
-Przeniosłem ją tam, bo grzebała w twoich szufladach. - wypalił jednym tchem. Zaciskał pięści tak mocno, że zbielały mu knykcie. 
-Ja pierdole i co z tego?! Gówno by znalazła. Tylko jakieś pierdoły. - warknąłem, chwytając się za głowę. Coraz więcej problemów. 
-Takie jak zdjęcia twojej rodziny?! - syknął Michael, a ja zacisnąłem zęby. Wstałem, a Clifford zrobił to samo. Zaczęliśmy się na siebie wydzierać, co było dość kretyńskie zważywszy na naszą obecną sytuację, ale co mogłem zrobić? Zawsze byłem skłonny do wybuchów. 
Kłótnia zakończyła się kiedy Clifford wyszedł z kuchni. Ucieszyłem się bo wreszcie mogłem spokojnie zlecić Ashtonowi zadanie do wykonania i przy okazji ochłonąć. Podniosłem z blatu kartkę papieru z numerem telefonu Nicole i wręczyłem ją Irwinowi. 
-Co to? -lokowaty spojrzał na mnie ze zdziwieniem, gdy przerwałem mu rozmyślania. 
-To z nią rozmawiała Michelle -odparłem -to jej kazała iść na policję. 
-Kurwa -Ashton zaczął nerwowo obracać kartkę w rękach -co mam zrobić?
-Ty już sam dobrze wiesz -uśmiechnąłem się cwaniacko. Irwin był bardzo bystry, więc wymyślanie planów było dla niego niczym wyjątkowym -wymyśl jakiś plan i do dzieła. Zanim będzie za późno. 
-Porwać ją? Przywieźć tutaj? -zapytał opanowany.
-Wymyśl coś -warknąłem. Nienawidziłem się powtarzać -Idź już! Ach i weź to. Sprawdź galerię, może będzie jakieś zdjęcie tej Nicole. 
Podałem mu telefon Michelle, a on wziął go i wyszedł z kuchni a po jakimś czasie usłyszałem warkot silnika. Oparłem się o blat i myślałem o tym co będzie. Modliłem się w duszy, żeby Irwinowi się udało. Żeby zdążył na czas. Wziąłem głęboki wdech i wyszedłem z kuchni. Michael leżał na kanapie z telefonem przed twarzą. 
-Gdzie poszedł Ashton? -spojrzał na mnie kątem oka takim tonem, jakbyśmy przed chwilą nie toczyli wojny na słowa.
-Zająć się tą dziewczyną -odpowiedziałem mu siadając w fotelu -ona nie może nas wydać policji.
-No to jest raczej wiadome -Michael położył telefon na stolik i usiadł wyprostowany na kanapie -ale jak on ją znajdzie?
-To jest Ash -sapnąłem -on ma swoje sposoby i swoich ludzi. Da sobie radę.
Przez jakiś czas oboje siedzieliśmy w ciszy. Po mojej głowie latały przeróżne pytania na które nie znałem odpowiedzi. Przypomniałem sobie, że Calum jest z Michelle na górze. Wstałem z fotela i ruszyłem w kierunku schodów by sprawdzić co takiego robią. Nie mam pojęcia dlaczego to mnie interesowało. Przecież mam tę całą West w dupie. Chyba. 


* * *



Ashton:

Wziąłem do ręki telefon Michelle. Siedziałem w aucie przed komisariatem policji i czekałem cierpliwie. Odblokowałem telefon i kliknąłem w galerię. Na ekranie pojawiła się masa zdjęć. Większość z nich ukazywała Michelle West i jakąś dziewczynę. Domyśliłem się, że to ta Nicole, o której mówił Luke. Przyjrzałem jej się uważnie. Miała zapewne osiemnaście lat, długie blond włosy z gdzie nie gdzie brązowymi pasemkami i duże, brązowe oczy. Na zdjęciu przytulała się do Michelle, śmiejąc się od ucha do ucha. West śmiała się z czegoś, obejmując jednym ramieniem przyjaciółkę. 
Poczułem wibrowanie w kieszeni. Wyciągnąłem swój telefon, ale gdy zobaczyłem kto dzwoni, zacisnąłem zęby i odrzuciłem telefon na fotel pasażera. Wpatrzyłem się w okno, starając się ignorować buczenie, dochodzące z telefonu. W końcu nie mogłem tego wytrzymać i wyłączyłem telefon. Wiedziałem, że Luke być może będzie chciał się do mnie dodzwonić, ale miałem to w dupie. 
Przed oczami stanął mi obraz mojej rodziny. Ich min, gdy powiedziałem, że odchodzę. Raczej to wykrzyczałem niż powiedziałem, ale co zrobić? Targały mną emocje. Odrzuciłem od siebie ich obraz. Nie mogłem tego rozpamiętywać. To było za trudne. 
Wiedziałem, że postąpiłem słusznie, ale gdzieś tam w środku zdawałem sobie sprawę, że zraniłem moich bliskich. Wybrałem przyjaciół zamiast nich. Mogłem zrobić jak Michael i Calum, okłamać rodziców, że wyjeżdżam do pracy, czy coś, ale nie potrafiłem. Wykrzyczałem im w twarz, że odchodzę i już nie wrócę. Powiedziałem, że mają się ode mnie odwalić. Naprawdę nie mogłem postąpić inaczej. 
Luke był dla mnie jak brat. Calum i Michael też. Nie mogłem powiedzieć rodzicom, że wyjeżdżam pomagać mojemu przyjacielowi mordować. To by ich całkowicie zniszczyło. Wiem, sam byłem okrutny, wyjeżdżając bez żadnych wyjaśnień, ale zamiast poczucia winy czułem pustkę, ból i tęsknotę. 
Usypiałem te uczucia, ale one powracały ilekroć ktoś z mojej rodziny do mnie dzwonił. A było to tak wiele razy. Przeczesałem ręką włosy i wpatrzyłem się w auta, które przejeżdżały koło mnie. 
Nagle z bocznej uliczki wyszła dziewczyna. Była dość wysoka, miała na sobie obcisłe jeansy, które cudnie eksponowały jej długie nogi, obcisłą białą koszulkę, a na niej koszulę w kratę. Na nogach miała czarne botki. Miała długie, blond włosy, kręcące się lekko. W ręce trzymała telefon i rozglądała się niespokojnie. Gdy spojrzała w bok, zobaczyłem jej twarz. Usiadłem gwałtownie, patrząc jak Nicole przechodzi przez ulicę. Już sięgałem po pistolet, gdy wpadłem na lepszy pomysł. Uśmiechnąłem się do siebie i wysiadłem z auta. Nawet go nie zamykałem. 
Ruszyłem za dziewczyną, która zbliżała się do komisariatu. Miałem jednak dłuższe nogi i bez przeszkód ją dogoniłem. Zrobiłem jeszcze kilka kroków, wymijając ją i wyprzedzając. Nawet na mnie nie spojrzała. 
Odwróciłem się nagle, a Nicole, która szła kilka kroków za mną, o mało co na mnie nie wpadła. Nic nie zdążyła powiedzieć, bo schyliłem się, chwyciłem ją w pasie i przerzuciłem sobie przez ramię. 
-Cholera jasna, co ty robisz?! - krzyknęła, bijąc mnie pięściami i wierzgając nogami. Uśmiechnąłem się szeroko, kierując się do auta. Minął nas jakiś gość i spojrzał na mnie wielkimi oczami. 
-Spokojnie, ona to lubi. - wyjaśniłem. Gość dalej patrzył na nas zdziwiony, ale nie powstrzymywał mnie. 
-Pomocy! Nie znam tego palanta! - krzyczała dziewczyna. Mężczyzna zawahał się chwilę. 
-Ma okres. Rozumie pan, te humory miesiączkowe. - powiedziałem, a gość pokiwał głową i odszedł. Nicole wydała z siebie desperacki okrzyk. 
Nagle poczułem ukłucie na plecach. Byłem już przy aucie, więc otworzyłem drzwi jedną ręką i wrzuciłem Nicole do środka. Przejechałem ręką po plecach i wyczułem na nich ślad po zębach. Spojrzałem na Nicole, unosząc brwi. 
-Czy ty mnie ugryzłaś? - zapytałem. Dziewczyna zignorowała mnie. W jej oczach malował się strach. Zbliżyła się do drzwi.
-Kim jesteś? - szepnęła, gdy wsiadłem do auta. Zablokowałem drzwi, po czym odwróciłem się i wyrwałem dziewczynie telefon, który kurczowo ściskała w dłoni. - Ej, oddaj to!
-Jestem Ashton. - powiedziałem, gdy wyjechaliśmy na drogę. - A ty masz kłopoty. 
-A ty mnie z nich ratujesz? - zapytała niepewnie. 
-Nie. - rzuciłem wesoło. - Ja jestem ten zły. Ale poczekaj aż poznasz mojego kumpla, on pewnie da ci w ryj. 
Dziewczyna spojrzała na mnie przerażona. Widziałem jej twarz w lusterku. 
-Wypuść mnie! - zażądała, szarpiąc za klamkę, co było bezsensowne. - Proszę, ja nie mam pojęcia co się dzieje! Chcę tylko odnaleźć przyjaciółkę. 
-Michelle? Narobiła nam sporo problemów. - mruknąłem, a Nicole zamarła. 
-Wiesz gdzie jest Michelle? - zapytała jednym tchem. - Zawieziesz mnie do niej? Błagam, ja..
-Czy ja wyglądam jak szofer? Mam na sobie garniak, czy coś? Nie. A wyglądam jak dżin? Też nie, więc się zamknij. Nie będę wykonywał twoich poleceń. Lepiej ty rób co ja ci każę, chyba, że mam ci odstrzelić kolano. - burknąłem, mijając jakiegoś debila, który najwyraźniej nie wiedział co znaczy gaz do dechy. 
-Odstrzelić.. kolano? - zapytała tępo. Sięgnąłem po pistolet i wycelowałem w jej nogi, nie odwracając twarzy od drogi. Nicole podskoczyła jak oparzona. Zaśmiałem się i schowałem pistolet. - Jesteś cholernym psychopatą! 
Nie odpowiedziałem. Zacząłem nucić pod nosem piosenkę, która aktualnie leciała w radiu. Spojrzałem na Nicole we wstecznym lusterku. Skuliła się na tylnym siedzeniu i patrzyła na mnie to na licznik prędkości. 
-Zwolnij. - zażądała. Nie zareagowałem. - Zwolnij, proszę. Niedobrze mi. 
-A tylko spróbuj mi tu zwymiotować, a twoja twarz zaszoruje o asfalt. - warknąłem, przyspieszając. 
-Ashton, zwolnij! Zabijesz nas! - krzyknęła. Westchnąłem i nacisnąłem hamulec. Nicole poleciała do przodu i uderzyła głową w fotel obok mnie. Uśmiechnąłem się. 
-Może być? - zapytałem niewinnie. Nicole usiadła z powrotem, przyciskając dłoń do czoła. 
-Tak. - szepnęła. Miała dziwny głos, więc zerknąłem na nią w lusterku. Miała zapłakaną twarz, ale napotkawszy mój wzrok, odwróciła się do okna i już więcej się do mnie nie odezwała. 
Także zamilkłem i skupiłem się na drodze. Nie obchodziło mnie to, że płakała. Miałem to gdzieś. Była kolejnym kłopotem. Nie miałem pojęcia co z nią zrobi Luke. Ciekawiło mnie czy Michael jest w domu, czy także przywita naszą nową koleżankę. To byłoby ciekawe. Dwóch tyranów nad kulącą się dziewczyną. 
Zanim się obejrzałem, byliśmy w domu. Wysiadłem z auta i okrążyłem je, podchodząc do drzwi, przy których kuliła się Nicole. Otworzyłem je i chwyciłem dziewczynę za ramię. Nie protestowała. Pociągnąłem ją w stronę wejścia. 
W domu było cicho, więc nie będąc do końca pewnym gdzie mam dać płaczącą dziewczynę, skierowałem się do piwnicy. Nicole była jak dziecko, które trzeba trzymać za rękę i prowadzić przez drogę. Szła bez oporu, nie odzywając się, tylko co jakiś czas pociągając nosem. Zeszliśmy po schodach do małego korytarzyka. Przeszedłem nim do końca, a moim oczom ukazały się drzwi. Otworzyłem je i wepchnąłem do środka dziewczynę. Nicole upadła na kolana, ale podniosła się, nie patrząc na mnie. Usiadła pod ścianą, zasłaniając się kurtyną włosów. 
-Niedługo ktoś do ciebie przyjdzie. Módl się, by był w dobrym humorze. - rzuciłem, a ona tylko pokiwała głową. Zamknąłem drzwi na klucz, po czym oddaliłem się korytarzem. Nie było mi szkoda tej dziewczyny. Sama była sobie winna. Wyszedłem po schodach do opustoszałego domu i skierowałem się do swojego pokoju, myśląc, co Luke zrobi z Nicole. 








Jak się wam podobał kolejny rozdział? :D 
Mamy nadzieję, że jest oki :) 
Sprawa organizacyjna: 
Ostatnio miałyśmy nie jakie problemy z tym że kopiujemy fabułę jednego z fanfiction
Nie będziemy się tłumaczyć po raz kolejny czy tak było czy nie bo już mówiłyśmy :)
Ale sprawa jest zamknięta! :)
Wszystko się wyjaśniło i między nami a autorką tamtego fanfiction jest już dobrze 
Liczymy na komentarze! 
Do następnego
Papa, xxxx