Luke:
Minęły dwa tygodnie od powrotu Ashtona do domu. Dwa tygodnie od wiadomości, że Nicole ma amnezję. Dwa tygodnie odkąd Michelle się do mnie nie odzywa... Dwa tygodnie.
Były to chyba najgorsze dwa tygodnie od czasu, kiedy zabito mi rodzinę.
Cieszę, że Ashton wrócił do nas ze szpitala ale jest mi przykro z powodu Nicole. Niby jej nie znałem, chyba nawet nie wiem czy umiałbym powiedzieć jak wygląda, ale jednak jest najlepszą przyjaciółką Michelle. A na niej mi cholernie zależało.
Wiedziałem, że West nie będzie chciała ze mną rozmawiać przez jakiś czas, ale nie powiedziałbym, że aż tak długo. Jest mi bez niej okropnie. Próbowałem ją przepraszać wiele razy ale ani razu nie dopuściła mnie do słowa. Brakuje mi jej...
-Jak się czujesz? -Michael wparował do mojego pokoju bez ostrzeżenia.
Podskoczyłem na łóżku, zaskoczony wejściem Clifforda.
-Chujowo ale stabilnie. -burknąłem, unosząc wzrok na niego. -A ty?
Przyjaciel podszedł bliżej i usiadł na krześle przy moim biurku.
-Wyglądasz okropnie. -zaśmiał się. -"Stabilnie"? Raczej nie, Hemmings. Nie wychodzisz od kilku dni z pokoju. Masz worki pod oczami. I jeśli się nie mylę, to chyba nawet odrobinę schudłeś.
-Nie zrozumiesz mnie. -powiedziałem cicho po kilku minutach.
-Jeżeli startujesz na modelkę... -Michael położył mi rękę na ramieniu. -To rozumiem.
Spojrzałem na niego zdezorientowany a on uśmiechnął się do mnie delikatnie, jakby to co powiedział było całkiem na serio.
-Jesteś pojebany. -odparłem, patrząc na niego. -I to nieźle pojebany.
-Czyli nie kręci cię modeling?
Zaśmiałem się i klepnąłem Michaela w ramię.
-Dzięki. -uśmiechałem się szeroko.
-Za co? -odwzajemnił mój uśmiech.
-Chcąc czy nie chcąc, poprawiłeś mi humor. -wstałem z łóżka. -A teraz idę coś zjeść.
Wyszedłem z pokoju nie reagując na to co zrobi Michael i ruszyłem w stronę schodów prowadzących na dół. Po chwili usłyszałem szybkie kroki, najprawdopodobniej Clifforda, za mną.
-Jakieś wieści? -zapytałem, gdy stanął obok mnie już na parterze.
Weszliśmy do kuchni i zacząłem przygotowywać sobie jedzenie.
-Nie. -pokręcił głową. -Od dwóch tygodni jest cicho.
-To chyba dobrze, prawda? -spojrzałem na niego kątem oka. -Dali sobie spokój.
Michael oparł się obok mnie o blat.
-Nie byłbym tego taki pewny. -prychnął. -To są zawodowcy. Wiedzą co mają robić. Zaskoczą nas w najmniej spodziewanym momencie.
Spojrzałem na niego zamyślony.
-Jak to? -odłożyłem pudełko z płatkami na bok. -Wypadek Asha powinien ich zatrzymać.
Clifford zaśmiał mi się prosto w twarz.
-Za dużo bajek się naoglądałeś. -odszedł od blatu i postawił czajnik na herbatę. -Ten wypadek tylko ich nakręcił. Ci ludzie mają idealnie napisany scenariusz. -spojrzał na mnie kątem oka. - już ci to chyba mówiłem. To nie koniec Luke.
***
Stałem przed drzwiami Michelle, czując się jak kompletny debil. Przyszedłem tutaj aby ją przeprosić ale za pewne znowu mi się nie uda. Trzeba to zmienić. Dzisiaj będę stanowczy. Przeproszę ją, chociażby siłą. Jakkolwiek to brzmi... Tak, to brzmi masakrycznie.
-Kto tam? - zapukałem i po chwili usłyszałem głos Michelle zza drzwi.
Uchyliłem je lekko i wszedłem do środka.
-Znowu ty... -wywróciła oczami i założyła słuchawki na uszy.
Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do łóżka na którym siedziała.
-Wyjmij je. -rozkazałem jej twardo.
Dziewczyna, jakby na złość, podgłośniła muzykę w słuchawkach i teraz bujała głową na boki udając, że mnie nie widzi.
-Wyjmij je. -powtórzyłem, starając się zachować spokój.
Michelle uśmiechnęła się do mnie drwiąco.
Przybliżyłem się do niej gwałtownie i wyszarpnąłem słuchawki z jej ucha.
-Posłuchaj mnie w końcu! -wrzasnąłem, widząc że dziewczyna chce coś powiedzieć.
Spiorunowała mnie wzrokiem ale finalnie nic nie powiedziała, więc skorzystałem z ciszy.
-Przepraszam cię. -zacząłem. -Nie chciałem wtedy tak na ciebie wylecieć ale się o ciebie martwiłem. Nigdy do głowy by mi nie przyszło, że masz klaustrofobię czy coś. Jezu... -pokręciłem głową. -Nie umiem przepraszać, ale jest mi bardzo przykro, więc...
-Zamknij się. -warknęła Michelle, co sprawiło, że spojrzałem na nią jak zbity pies. -Po prostu nie chcę mieć już z tobą nic do czynienia. Daj mi spokój.
Przygryzłem wargę z nerwów a moje ręce zaczęły się pocić. Przecież ją przeprosiłem.
-Wyjdź stąd. -powiedziała po chwili, wskazując mi dłonią drzwi.
Siedziałem jeszcze kilka sekund na jej łóżku, lecz po chwili wstałem i skierowałem w stronę wyjścia.
***
Od kilku godzin leżałem w swoim pokoju, starając sobie wszystko poukładać w głowie. Po co ja w ogóle stąd rano wychodziłem? Obyło by mi się bez wiadomości Clifforda, że "to nie koniec". A także o wiele lepiej bym się czuł, gdyby nie zachowanie Michelle wobec mnie. Zgoda, ostatnimi czasy kiedy wchodzę do jej pokoju by z nią pogadać to ona nie chce ze mną rozmawiać i kończy się podobnie ale dzisiaj w jej oczach ujrzałem ból i chyba nawet strach. Uwierzyłem jej, kiedy mi powiedziała, że nie chce mieć ze mną nic do czynienia. Naprawdę tak myślała. I to mnie najbardziej bolało. Jak mam chronić kogoś, kto mnie nie chce znać?
Michelle:
Oparłam brodę na dłoniach i westchnęłam. Luke mógłby sobie dać w końcu spokój. Przecież chyba widzi, że jego starania przeproszenia mnie są daremne... Ale coraz ciężej jest mi patrzeć na jego smutną twarz. Zacisnęłam powieki, chcąc odpędzić z głowy obraz jego twarzy, która była albo smutna, albo wściekła. Jego słowa, którymi tak mnie zranił, wciąż rozbrzmiewały mi w uszach.
Zagryzłam wargę, po czym podeszłam do okna. Nie uchylając zasłon skrzyżowałam ręce na piersi i wpatrzyłam się w czarną tkaninę. Wyobrażałam sobie, że na zewnątrz pewnie świeci słońce, a niebo jest bezchmurne. Wiatr porusza drzewami, a ptaki śpiewają wesołe melodie. Westchnęłam. Tak bardzo chciałam znów wyjść na słońce.
Nagle coś za moimi plecami głośno huknęło. Odwróciłam się przerażona, a widząc Michaela, który trzasnął drzwiami, przestraszyłam się jeszcze bardziej. Nagle coś zaskrzypiało, a górny zawias puścił tak, że drzwi utrzymywały się tylko na dolnym i teraz przechylały się dziwnie. Patrzyłam na to z rozdziawionymi ustami.
-O cholera. - mruknął Michael, przyglądając się drzwiom. W jego oczach nie było jednak jakiegoś zakłopotania tym, że właśnie je rozwalił.
-"Cholera"?! Wiesz, że jest coś takiego jak pukanie?! - wrzasnęłam, a Clifford skrzyżował ręce na piersi i ze zmarszczonym czołem wpatrywał się w drzwi.
-Przecież zapukałem o ścianę i to dość głośno. - odparł spokojnie, nie patrząc na mnie.
-Drzwiami! - krzyknęłam, patrząc na niego wściekłym wzrokiem.
Pogroził mi palcem.
-Każdy ma swój sposób pukania. Ashton czasami wali głową w ścianę dwa metry od drzwi, więc nie mów mi, że to ja jestem debilem. - rzucił, ale przez jego twarz przemknął wyraz smutku, jakby myśl o Irwinie sprawiała mu przykrość. Pokręcił głową, a jego mina znów nie ukazywała żadnych emocji. Chwycił drzwi i próbował przywrócić je do normalnego stanu. Skończyło się na tym, że drugi zawias też puścił, a drzwi zostały w rękach Michaela.
Jęknęłam, zakrywając twarz dłońmi.
-To się nie dzieje naprawdę. - szepnęłam, przyciskając sobie palce do oczu.
-Mamy chujowe drzwi w tym domu. - coś huknęło, a gdy ściągnęłam dłonie z twarzy stwierdziłam, że Clifford po prostu zrzucił urwane drzwi na podłogę i patrzył na nie jakby kryły jakąś tajemnicę.
-Jacy mieszkańcy, takie drzwi. - mruknęłam, a w zamian otrzymałam ostrzegawcze spojrzenie Michaela. Wszystkie włoski zjeżyły mi się na karku.
-Lepiej uważaj na słowa. Bo może w nocy przyjdzie jeden z mieszkańców i przypierdoli ci tymi drzwiami. - syknął, opierając się o ścianę i wkładając ręce do kieszeni spodni. Zadrżałam, wiedząc że Michael byłby do tego zdolny.
-Po co tu przyszedłeś? - zapytałam, chcąc odbiec od tematu. Clifford przekrzywił głowę, patrząc na mnie uważnie, a ja zagryzłam wargę.
Z wyrazu jego twarzy poznałam, że się waha. Niemal mogłam sobie wyobrazić bitwę, która toczyła się w jego głowie. A ja byłam bardzo ciekawa, co też Michael Clifford miałby mi do powiedzenia. Choć w głębi duszy także się bałam.
Po kilku minutach milczenia westchnął, przejeżdżając ręką po włosach.
-Nie powinnaś tak z nimi pogrywać. - szepnął w końcu. Wbiłam w niego zdezorientowane spojrzenie. Clifford ciągle patrzył na mnie uważnie, jakby mnie oceniał.
-O co ci chodzi? - zapytałam.
-O Caluma i Luke'a. - mruknął niechętnie, jakby ten temat nie był jego ulubionym. W sumie nie dziwiłam się. Pewnie wolał rozmawiać o tym jak pobić kogoś na 100 różnych sposobów.
-O co ci chodzi? - powtórzyłam głupio. Michael sapnął ze zniecierpliwieniem, a ja mogłam sobie wyobrazić jak z trudem powstrzymuje chęć uderzenia mnie. Cofnęłam się mimowolnie.
-Grasz na ich uczuciach. - powiedział zniecierpliwiony. - Nie widzisz tego? Jak manipulujesz nimi oboma? Przez ciebie są całkiem innymi ludźmi.
-Ja wcale nie.. - zaczęłam, ale mi przerwał.
-Och, nie? Calum jest cały w skowronkach, ciągle łazi po domu i mówi jaki ten świat jest cudowny. Jeszcze trochę, a będzie robił nam wianki z cholernych kwiatków, a sam będzie siedział przy stole i wyrywał im płatki bawiąc się w kocha, nie kocha. A Luke dziś rano leżał na łóżku i wyglądał jakby przejechał go czołg. On się nad sobą użalał! Luke! Cholera on jest ostatnią osobą, która powinna się nad sobą użalać! - wykrzyknął Clifford, a ja już całkiem wcisnęłam się w ścianę.
-To nie moja wina.. - szepnęłam niezbyt pewnie. Michael wyciągnął ręce z kieszeni i wyciągnął je do mnie, jakby chciał mnie udusić, ale potem zacisnął je w pięści, robiąc głupią minę, jakby sam siebie siłą powstrzymywał.
-Dobra, nieważne. Mam dość. Pomyśl nad tym, co ci powiedziałem. - mruknął, rzucił mi niemiłe spojrzenie, po czym wyszedł z pokoju. Chciałam zawołać za nim, żeby zamknął drzwi, ale w porę uświadomiłam sobie, że te leżą u moich stóp. No świetnie. Ten dzień jest coraz ciekawszy.
* * *
-Ashton!
Chłopak zamarł, z jedną nogą uniesioną w powietrzu. Odwrócił się powoli i spojrzał na mnie z niechęcią. Właśnie przechodził obok mojego pokoju, a skoro nie miałam drzwi, to go zobaczyłam i zawołałam. Próbowałam go jakoś uchwycić w ciągu tych dwóch tygodni, ale on zdawał się mnie unikać. Nie wiedziałam czemu, skoro w naszej ostatniej (i chyba jedynej) rozmowie wydawało mi się, że jakoś się polubiliśmy.
Przyjrzałam mu się uważnie. Był strasznie blady, miał cienie pod przekrwionymi oczami, a włosy były trochę za długie. Ubranie miał pomięte, jakby w nim spał, a jego plecy były zgarbione. Do tego wydawało mi się, że schudł. W ręku trzymał kubek z parującą kawą.
-Czego? - warknął, ale w jego głosie wrogość zdawała się być wymuszona. W jego oczach bowiem czaił się strach. Ale czego on miałby się bać? Mnie? Dobre sobie, byłam niższa niż on chyba o głowę, a do tego strasznie chuda.
-Uhm.. Chciałam tylko spytać jak się ma Nicole. - powiedziałam, a on wciągnął z sykiem powietrze, jakbym poruszyła zakazany temat.
-Ona.. ona ma się dobrze. - odparł, ale jego głos, gdy to mówił był zachrypnięty. Zmarszczyłam brwi, próbując wyczytać coś z jego oczu, ale on uparcie odwracał ode mnie wzrok. Trzymał kubek obiema rękami, a ja dopiero teraz zobaczyłam, jak drżą. Aż dziwne, że Irwin nie wylał jeszcze całej zawartości kubka.
-Ashton? - zacisnął usta w wąską kreskę. Zrobiłam krok w jego stronę, mając coraz gorsze przeczucia. - Gdzie jest Nicole?
Zamrugał gwałtownie, wpatrując się uparcie w ścianę. Warga mi zadrżała, mimo iż niczego się jeszcze nie dowiedziałam. Czułam bolesne kłucie w piersi, a w gardle miałam gulę.
-Co tu się dzieje? - odwróciłam się do Caluma, który szedł ku nam korytarzem. Mimowolnie wyobraziłam go sobie jak robi wianki z kwiatów. Widząc moje spojrzenie, uniósł brwi, ale nic nie powiedział. Następnie spojrzał na Ashtona i w jego oczach pojawiło się współczucie.
-Michelle, zostaw Asha. Ma dużo pracy. - powiedział Hood, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie. Mógł mieć racje. W końcu Irwin nie wyglądał za dobrze, co mogło znaczyć, że pracuje po nocach i nie ma czasu na nic innego. Jednak coś mi w tym nie pasowało.
-Gdzie jest Nicole? Chyba możecie mi powiedzieć. - powiedziałam, patrząc to na jednego to na drugiego.
Calum pokręcił głową.
-Nie możemy. Mogłabyś wtedy do niej pójść..
-No i co? I tak byśmy stąd nie uciekły. - przerwałam mu. Ashton przełknął ślinę, a jego szeroko otwarte oczy patrzyły na Hooda błagalnie. W jego zachowaniu było coś bardzo dziwnego.
-To nie ma znaczenia. Nie możemy ci powiedzieć. - mruknął Cal, nie patrząc na mnie, tylko na Irwina. Zacisnęłam dłonie w pięści. Bolesne ukłucie w piersi nie znikało. Wiedziałam, że coś jest nie tak.
-W takim razie sama ją znajdę. - warknęłam i odwróciłam się do nich, ruszając korytarzem. Otworzyłam pierwsze drzwi na lewo, ale w pokoju nic nie było, poza kilkoma szafkami. Ruszyłam dalej.
-Michelle! Przestań! - krzyknął za mną Calum. Wiedziałam, że za mną idzie, ale nie obchodziło mnie to. Nie dam im się zaciągnąć do pokoju. Musiałam znaleźć Nicole. Otworzyłam drzwi na prawo, ale w nich też było pusto.
Nagle z trzecich drzwi na prawo wyszedł Michael. Wpatrywał się w swój telefon, trzymając w ustach lizaka. Był tak zajęty telefonem, że byłby na mnie wpadł, gdyby nie usłyszał mojego chrząknięcia. Podniósł wzrok i spojrzał na mnie wrogo. Potem jego oczy zatrzymały się na czymś ponad moją głową. Zapewne na Calumie i Ashtonie. Uniósł brwi, zaskoczony.
-Co robicie? - zapytał, patrząc na mnie, potem na chłopaków z tyłu. - Jakieś spotkanie satanistyczne?
-Tylko ty w tym domu wyglądasz na satanistę. - mruknął Calum za moimi plecami.
-A ty na chinola, fiucie. - syknął Clifford.
-Chcesz się bić, pedale?
-Dawaj, cwelu.
Przecisnęłam się obok Michaela i znów zajrzałam do jednego z pokoi. Ktoś chwycił mnie za ramię, a gdy się obejrzałam, zobaczyłam, że to Clifford. Patrzył na mnie uważnie, tak samo jak wcześniej, ale efekt wrogości psuł lizak, tkwiący dalej w jego buzi.
-Puść mnie. - zażądałam, a on uniósł brwi.
-A gdzie ci się tak spieszy? - zapytał, a jego oczy zdawały się zaglądać w moje myśli. Odwróciłam wściekła wzrok.
-Daj jej spokój, Michael. Michelle wracaj do pokoju. - mruknął Hood, pojawiając się obok mnie.
-Nie. Zadałam wam pytanie i chce znać odpowiedź. Gdzie. Jest. Nicole. - ostatnie słowa powiedziałam z naciskiem. Michael jeszcze bardziej uniósł brwi, a Calum westchnął, pocierając ręką czoło.
-Michelle to nie jest.. - zaczął Hood, bardzo zmęczonym tonem. Nawet Michael zdawał się być łagodniejszy. Puścił mnie, a gdy na niego spojrzałam w jego oczach nie czaiła się już złość. Oczywiście nie było w nich też dobroci, ale do tego byłam przyzwyczajona.
-Ja.. Powiem jej.. - dobiegł mnie cichy głos. Odwróciłam się do Ashtona, który nie patrzył na mnie, tylko w podłogę. Calum i Michael spojrzeli na niego niepewnie, ale on już się odwrócił i wszedł do mojego pokoju. Czym prędzej ruszyłam za nim.
Irwin położył kubek z zimną już kawą na szafce, po czym usiadł na łóżku. Ja oparłam się o ścianę, krzyżując ręce na piersi. Ashton przeczesał ręką włosy, po czym spojrzał na mnie.
-Coś się jej stało? - zapytałam, gdy już otwierał usta. Zamknął je i wpatrzył się we mnie. Szlag, mogłam się nie odzywać. Kilka sekund po prostu patrzył, a potem schował twarz w dłoniach.
-Mieliśmy wypadek. - szepnął, a ja ledwo go usłyszałam bo po pierwsze mówił cicho, a po drugie, przez palce jego głos był stłumiony. - Ona.. ona ma amnezję. Ja.. zostawiłem ją w szpitalu.
Zachwiałam się. Położyłam dłoń na ścianie, chcąc zachować równowagę. Wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami, z których nie chciały się polać łzy. Jakby to była nieprawda. Bo była. Nicole nie mogła mieć amnezji. Pewnie teraz siedziała w jednym z pokoi i czytała książkę. Była zdrowa. Szczęśliwa.
-Przepraszam. Nie mogłem jej ochronić. Tam będzie bezpieczniejsza. Przepraszam. - szeptał Ashton, a ja zauważyłam, że ramiona mu drżą. Twarz dalej tkwiła w dłoniach, ale mimo to wiedziałam, że płacze.
Opadłam na podłogę, bo moje nogi nie mogły utrzymać mojego ciężaru. Wpatrywałam się w Irwina, nie wiedząc jak zareagować. Powinnam być na niego zła. Powinnam go nienawidzić. Powinnam zwyzywać go od najgorszych. Naraził ją na niebezpieczeństwo, a potem zostawił ją całkiem samą w szpitalu. Chciałam na niego zwalić całą winę. Ale nie potrafiłam. W jego zachowaniu było coś, co nie pozwalało mi go znienawidzić.
-Powiedz coś. - wyszeptał łamiącym się głosem. - Powiedz, że to moja wina. Powiedz, że mi tego nie wybaczysz. Proszę. Powiedz coś.
Nie mogłam. Nie potrafiłam zrobić tego, o co mnie prosił. Bo mu współczułam. Zamiast złości, czułam tępy ból i współczucie. Bo zdałam sobie sprawę, że dla niego Nicole też była ważna. Nie miałam pojęcia, czy coś między nimi zaszło, ale najwyraźniej tak. Gdyby Nicole go nie obchodziła, nie wyglądałby tak, jak wygląda. Wydawał się być całkiem innym człowiekiem. Nie tym wesołym, który śmiał się z byle czego. Teraz nawet się nie uśmiechał.
-Powiedz coś, do cholery! - wrzasnął, patrząc na mnie po raz pierwszy, od kiedy tu weszliśmy. Otworzyłam usta, ale nie mogłam nic wykrztusić. Wstałam i usiadłam obok niego.
-Zależało ci na niej? - zapytałam, ledwo słyszalnym głosem. Spojrzał na mnie tak, jakbym go spoliczkowała. Zagryzłam wargę, nie wiedząc co zrobić. - Nie nienawidzę cię. To.. to nie była twoja wina.
Słowa z trudem mi przychodziły. Gardło miałam ściśnięte, ale łzy wciąż nie chciały przyjść. Ashton złapał się za głowę, znów uciekając ode mnie wzrokiem.
-A właśnie, że moja! Powinnaś mnie nienawidzić. Dlaczego wszyscy mówią, że to nie moja wina?! Kurwa przecież to ja nie uważałem. To przeze mnie mieliśmy wypadek. I to ja ją tam zostawiłem! Dlaczego wszyscy tak na mnie patrzycie, jakbym to ja był poszkodowany?! To Nicole cierpi! Nie ja! Dlaczego nikt mnie nie zwyzywa?! - wrzasnął, a ja cofnęłam się. Potem jednak znów się przybliżyłam i położyłam mu dłoń na ramieniu.
-Jesteś pewien, że to nie ty cierpisz? - zapytałam cicho. - Nikt cie nie wini, bo widzimy co się z tobą dzieje. Ty także odczuwasz ból. Nie powinieneś mieć do chłopaków pretensji. Oni po prostu nie chcą, byś się jeszcze bardziej dołował. To nie była twoja wina, Ashton. Zależało ci na niej, więc.. ja wierzę, że nigdy byś jej nie skrzywdził.
Nie patrzył na mnie. Milczał, jakby rozważał moje słowa. Westchnęłam cicho, a mój oddech był urywany.
-Powinieneś sam sobie wybaczyć, skoro wszyscy inni ci wybaczyli. - powiedziałam, wstając. Podeszłam do okna, ale jak zwykle nie odsłoniłam zasłon. Wpatrywałam się w materiał, myśląc co oni robią w tym szpitalu z Nicole. Muszę się z nią zobaczyć. Może jakoś namówię Luke'a.. nie, jego nie. Może Calum by mnie zawiózł?
-Ashton? - zagadnęłam, a on mruknął coś na znak, że słyszy. - Mógłbyś mnie do niej zawieźć?
Łóżko skrzypnęło, gdy wyprostował się gwałtownie.
-Co? - zapytał głupio. Jego głos wciąż lekko drżał, ale już mniej.
-Mógłbyś mnie zawieźć do Nicole? Proszę. - powtórzyłam.
-To zbyt niebezpieczne. - szepnął.
-Proszę, Ashton. - wyszeptałam, niepewna, czy mnie usłyszał. Oparłam czoło o chłodną ścianę, przypominając sobie uśmiech Nicole. Dopiero wtedy łzy popłynęły.
Oto i jest długo wyczekiwany rozdział 15 :)
Bardzo was przepraszamy, że tak długo musieliście na niego czekać ale po prostu sprawy się bardzo pokomplikowały i nie dałyśmy rady pisać.
Ale już jest i mamy nadzieję, że się wam podoba! :)
Przyznam, że to nie moja tematyka, jaka znalazła się w rozdziale.
Uwielbiam kiedy jest jakaś akcja i coś się dzieje a ten rozdział zrobiłyśmy bardziej spokojny.
Ten rozdział też jest typem takiego "przejściowego" bowiem w następnym rozdziale zamierzamy was zaskoczyć :)
Teraz podziękowania ahah:
-Dziękujemy za prawie 50 obserwujących na blogu! Jesteśmy w szoku, bo nie dawno było 20.
-Dziękujemy za ponad 300 obserwujących na koncie Revenge na Twitterze!
-Dziękujemy za tyle wyświetleń! Dziennie na Revenge wchodzi ponad 200-300 osób i jesteśmy naprawdę zdziwione i zszokowane. Mimo naszej długiej nieobecności, wy i tak tutaj wchodziliście! ♥
-Dziękujemy za to, że po prostu z nami jesteście :) Kochamy was
Liczymy na wiele, wiele komentarzy (ups ahah) i szczerą opinię.
Do następnego
Papa, xxxx
-Lepiej uważaj na słowa. Bo może w nocy przyjdzie jeden z mieszkańców i przypierdoli ci tymi drzwiami. - syknął, opierając się o ścianę i wkładając ręce do kieszeni spodni. Zadrżałam, wiedząc że Michael byłby do tego zdolny.
-Po co tu przyszedłeś? - zapytałam, chcąc odbiec od tematu. Clifford przekrzywił głowę, patrząc na mnie uważnie, a ja zagryzłam wargę.
Z wyrazu jego twarzy poznałam, że się waha. Niemal mogłam sobie wyobrazić bitwę, która toczyła się w jego głowie. A ja byłam bardzo ciekawa, co też Michael Clifford miałby mi do powiedzenia. Choć w głębi duszy także się bałam.
Po kilku minutach milczenia westchnął, przejeżdżając ręką po włosach.
-Nie powinnaś tak z nimi pogrywać. - szepnął w końcu. Wbiłam w niego zdezorientowane spojrzenie. Clifford ciągle patrzył na mnie uważnie, jakby mnie oceniał.
-O co ci chodzi? - zapytałam.
-O Caluma i Luke'a. - mruknął niechętnie, jakby ten temat nie był jego ulubionym. W sumie nie dziwiłam się. Pewnie wolał rozmawiać o tym jak pobić kogoś na 100 różnych sposobów.
-O co ci chodzi? - powtórzyłam głupio. Michael sapnął ze zniecierpliwieniem, a ja mogłam sobie wyobrazić jak z trudem powstrzymuje chęć uderzenia mnie. Cofnęłam się mimowolnie.
-Grasz na ich uczuciach. - powiedział zniecierpliwiony. - Nie widzisz tego? Jak manipulujesz nimi oboma? Przez ciebie są całkiem innymi ludźmi.
-Ja wcale nie.. - zaczęłam, ale mi przerwał.
-Och, nie? Calum jest cały w skowronkach, ciągle łazi po domu i mówi jaki ten świat jest cudowny. Jeszcze trochę, a będzie robił nam wianki z cholernych kwiatków, a sam będzie siedział przy stole i wyrywał im płatki bawiąc się w kocha, nie kocha. A Luke dziś rano leżał na łóżku i wyglądał jakby przejechał go czołg. On się nad sobą użalał! Luke! Cholera on jest ostatnią osobą, która powinna się nad sobą użalać! - wykrzyknął Clifford, a ja już całkiem wcisnęłam się w ścianę.
-To nie moja wina.. - szepnęłam niezbyt pewnie. Michael wyciągnął ręce z kieszeni i wyciągnął je do mnie, jakby chciał mnie udusić, ale potem zacisnął je w pięści, robiąc głupią minę, jakby sam siebie siłą powstrzymywał.
-Dobra, nieważne. Mam dość. Pomyśl nad tym, co ci powiedziałem. - mruknął, rzucił mi niemiłe spojrzenie, po czym wyszedł z pokoju. Chciałam zawołać za nim, żeby zamknął drzwi, ale w porę uświadomiłam sobie, że te leżą u moich stóp. No świetnie. Ten dzień jest coraz ciekawszy.
* * *
-Ashton!
Chłopak zamarł, z jedną nogą uniesioną w powietrzu. Odwrócił się powoli i spojrzał na mnie z niechęcią. Właśnie przechodził obok mojego pokoju, a skoro nie miałam drzwi, to go zobaczyłam i zawołałam. Próbowałam go jakoś uchwycić w ciągu tych dwóch tygodni, ale on zdawał się mnie unikać. Nie wiedziałam czemu, skoro w naszej ostatniej (i chyba jedynej) rozmowie wydawało mi się, że jakoś się polubiliśmy.
Przyjrzałam mu się uważnie. Był strasznie blady, miał cienie pod przekrwionymi oczami, a włosy były trochę za długie. Ubranie miał pomięte, jakby w nim spał, a jego plecy były zgarbione. Do tego wydawało mi się, że schudł. W ręku trzymał kubek z parującą kawą.
-Czego? - warknął, ale w jego głosie wrogość zdawała się być wymuszona. W jego oczach bowiem czaił się strach. Ale czego on miałby się bać? Mnie? Dobre sobie, byłam niższa niż on chyba o głowę, a do tego strasznie chuda.
-Uhm.. Chciałam tylko spytać jak się ma Nicole. - powiedziałam, a on wciągnął z sykiem powietrze, jakbym poruszyła zakazany temat.
-Ona.. ona ma się dobrze. - odparł, ale jego głos, gdy to mówił był zachrypnięty. Zmarszczyłam brwi, próbując wyczytać coś z jego oczu, ale on uparcie odwracał ode mnie wzrok. Trzymał kubek obiema rękami, a ja dopiero teraz zobaczyłam, jak drżą. Aż dziwne, że Irwin nie wylał jeszcze całej zawartości kubka.
-Ashton? - zacisnął usta w wąską kreskę. Zrobiłam krok w jego stronę, mając coraz gorsze przeczucia. - Gdzie jest Nicole?
Zamrugał gwałtownie, wpatrując się uparcie w ścianę. Warga mi zadrżała, mimo iż niczego się jeszcze nie dowiedziałam. Czułam bolesne kłucie w piersi, a w gardle miałam gulę.
-Co tu się dzieje? - odwróciłam się do Caluma, który szedł ku nam korytarzem. Mimowolnie wyobraziłam go sobie jak robi wianki z kwiatów. Widząc moje spojrzenie, uniósł brwi, ale nic nie powiedział. Następnie spojrzał na Ashtona i w jego oczach pojawiło się współczucie.
-Michelle, zostaw Asha. Ma dużo pracy. - powiedział Hood, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie. Mógł mieć racje. W końcu Irwin nie wyglądał za dobrze, co mogło znaczyć, że pracuje po nocach i nie ma czasu na nic innego. Jednak coś mi w tym nie pasowało.
-Gdzie jest Nicole? Chyba możecie mi powiedzieć. - powiedziałam, patrząc to na jednego to na drugiego.
Calum pokręcił głową.
-Nie możemy. Mogłabyś wtedy do niej pójść..
-No i co? I tak byśmy stąd nie uciekły. - przerwałam mu. Ashton przełknął ślinę, a jego szeroko otwarte oczy patrzyły na Hooda błagalnie. W jego zachowaniu było coś bardzo dziwnego.
-To nie ma znaczenia. Nie możemy ci powiedzieć. - mruknął Cal, nie patrząc na mnie, tylko na Irwina. Zacisnęłam dłonie w pięści. Bolesne ukłucie w piersi nie znikało. Wiedziałam, że coś jest nie tak.
-W takim razie sama ją znajdę. - warknęłam i odwróciłam się do nich, ruszając korytarzem. Otworzyłam pierwsze drzwi na lewo, ale w pokoju nic nie było, poza kilkoma szafkami. Ruszyłam dalej.
-Michelle! Przestań! - krzyknął za mną Calum. Wiedziałam, że za mną idzie, ale nie obchodziło mnie to. Nie dam im się zaciągnąć do pokoju. Musiałam znaleźć Nicole. Otworzyłam drzwi na prawo, ale w nich też było pusto.
Nagle z trzecich drzwi na prawo wyszedł Michael. Wpatrywał się w swój telefon, trzymając w ustach lizaka. Był tak zajęty telefonem, że byłby na mnie wpadł, gdyby nie usłyszał mojego chrząknięcia. Podniósł wzrok i spojrzał na mnie wrogo. Potem jego oczy zatrzymały się na czymś ponad moją głową. Zapewne na Calumie i Ashtonie. Uniósł brwi, zaskoczony.
-Co robicie? - zapytał, patrząc na mnie, potem na chłopaków z tyłu. - Jakieś spotkanie satanistyczne?
-Tylko ty w tym domu wyglądasz na satanistę. - mruknął Calum za moimi plecami.
-A ty na chinola, fiucie. - syknął Clifford.
-Chcesz się bić, pedale?
-Dawaj, cwelu.
Przecisnęłam się obok Michaela i znów zajrzałam do jednego z pokoi. Ktoś chwycił mnie za ramię, a gdy się obejrzałam, zobaczyłam, że to Clifford. Patrzył na mnie uważnie, tak samo jak wcześniej, ale efekt wrogości psuł lizak, tkwiący dalej w jego buzi.
-Puść mnie. - zażądałam, a on uniósł brwi.
-A gdzie ci się tak spieszy? - zapytał, a jego oczy zdawały się zaglądać w moje myśli. Odwróciłam wściekła wzrok.
-Daj jej spokój, Michael. Michelle wracaj do pokoju. - mruknął Hood, pojawiając się obok mnie.
-Nie. Zadałam wam pytanie i chce znać odpowiedź. Gdzie. Jest. Nicole. - ostatnie słowa powiedziałam z naciskiem. Michael jeszcze bardziej uniósł brwi, a Calum westchnął, pocierając ręką czoło.
-Michelle to nie jest.. - zaczął Hood, bardzo zmęczonym tonem. Nawet Michael zdawał się być łagodniejszy. Puścił mnie, a gdy na niego spojrzałam w jego oczach nie czaiła się już złość. Oczywiście nie było w nich też dobroci, ale do tego byłam przyzwyczajona.
-Ja.. Powiem jej.. - dobiegł mnie cichy głos. Odwróciłam się do Ashtona, który nie patrzył na mnie, tylko w podłogę. Calum i Michael spojrzeli na niego niepewnie, ale on już się odwrócił i wszedł do mojego pokoju. Czym prędzej ruszyłam za nim.
Irwin położył kubek z zimną już kawą na szafce, po czym usiadł na łóżku. Ja oparłam się o ścianę, krzyżując ręce na piersi. Ashton przeczesał ręką włosy, po czym spojrzał na mnie.
-Coś się jej stało? - zapytałam, gdy już otwierał usta. Zamknął je i wpatrzył się we mnie. Szlag, mogłam się nie odzywać. Kilka sekund po prostu patrzył, a potem schował twarz w dłoniach.
-Mieliśmy wypadek. - szepnął, a ja ledwo go usłyszałam bo po pierwsze mówił cicho, a po drugie, przez palce jego głos był stłumiony. - Ona.. ona ma amnezję. Ja.. zostawiłem ją w szpitalu.
Zachwiałam się. Położyłam dłoń na ścianie, chcąc zachować równowagę. Wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami, z których nie chciały się polać łzy. Jakby to była nieprawda. Bo była. Nicole nie mogła mieć amnezji. Pewnie teraz siedziała w jednym z pokoi i czytała książkę. Była zdrowa. Szczęśliwa.
-Przepraszam. Nie mogłem jej ochronić. Tam będzie bezpieczniejsza. Przepraszam. - szeptał Ashton, a ja zauważyłam, że ramiona mu drżą. Twarz dalej tkwiła w dłoniach, ale mimo to wiedziałam, że płacze.
Opadłam na podłogę, bo moje nogi nie mogły utrzymać mojego ciężaru. Wpatrywałam się w Irwina, nie wiedząc jak zareagować. Powinnam być na niego zła. Powinnam go nienawidzić. Powinnam zwyzywać go od najgorszych. Naraził ją na niebezpieczeństwo, a potem zostawił ją całkiem samą w szpitalu. Chciałam na niego zwalić całą winę. Ale nie potrafiłam. W jego zachowaniu było coś, co nie pozwalało mi go znienawidzić.
-Powiedz coś. - wyszeptał łamiącym się głosem. - Powiedz, że to moja wina. Powiedz, że mi tego nie wybaczysz. Proszę. Powiedz coś.
Nie mogłam. Nie potrafiłam zrobić tego, o co mnie prosił. Bo mu współczułam. Zamiast złości, czułam tępy ból i współczucie. Bo zdałam sobie sprawę, że dla niego Nicole też była ważna. Nie miałam pojęcia, czy coś między nimi zaszło, ale najwyraźniej tak. Gdyby Nicole go nie obchodziła, nie wyglądałby tak, jak wygląda. Wydawał się być całkiem innym człowiekiem. Nie tym wesołym, który śmiał się z byle czego. Teraz nawet się nie uśmiechał.
-Powiedz coś, do cholery! - wrzasnął, patrząc na mnie po raz pierwszy, od kiedy tu weszliśmy. Otworzyłam usta, ale nie mogłam nic wykrztusić. Wstałam i usiadłam obok niego.
-Zależało ci na niej? - zapytałam, ledwo słyszalnym głosem. Spojrzał na mnie tak, jakbym go spoliczkowała. Zagryzłam wargę, nie wiedząc co zrobić. - Nie nienawidzę cię. To.. to nie była twoja wina.
Słowa z trudem mi przychodziły. Gardło miałam ściśnięte, ale łzy wciąż nie chciały przyjść. Ashton złapał się za głowę, znów uciekając ode mnie wzrokiem.
-A właśnie, że moja! Powinnaś mnie nienawidzić. Dlaczego wszyscy mówią, że to nie moja wina?! Kurwa przecież to ja nie uważałem. To przeze mnie mieliśmy wypadek. I to ja ją tam zostawiłem! Dlaczego wszyscy tak na mnie patrzycie, jakbym to ja był poszkodowany?! To Nicole cierpi! Nie ja! Dlaczego nikt mnie nie zwyzywa?! - wrzasnął, a ja cofnęłam się. Potem jednak znów się przybliżyłam i położyłam mu dłoń na ramieniu.
-Jesteś pewien, że to nie ty cierpisz? - zapytałam cicho. - Nikt cie nie wini, bo widzimy co się z tobą dzieje. Ty także odczuwasz ból. Nie powinieneś mieć do chłopaków pretensji. Oni po prostu nie chcą, byś się jeszcze bardziej dołował. To nie była twoja wina, Ashton. Zależało ci na niej, więc.. ja wierzę, że nigdy byś jej nie skrzywdził.
Nie patrzył na mnie. Milczał, jakby rozważał moje słowa. Westchnęłam cicho, a mój oddech był urywany.
-Powinieneś sam sobie wybaczyć, skoro wszyscy inni ci wybaczyli. - powiedziałam, wstając. Podeszłam do okna, ale jak zwykle nie odsłoniłam zasłon. Wpatrywałam się w materiał, myśląc co oni robią w tym szpitalu z Nicole. Muszę się z nią zobaczyć. Może jakoś namówię Luke'a.. nie, jego nie. Może Calum by mnie zawiózł?
-Ashton? - zagadnęłam, a on mruknął coś na znak, że słyszy. - Mógłbyś mnie do niej zawieźć?
Łóżko skrzypnęło, gdy wyprostował się gwałtownie.
-Co? - zapytał głupio. Jego głos wciąż lekko drżał, ale już mniej.
-Mógłbyś mnie zawieźć do Nicole? Proszę. - powtórzyłam.
-To zbyt niebezpieczne. - szepnął.
-Proszę, Ashton. - wyszeptałam, niepewna, czy mnie usłyszał. Oparłam czoło o chłodną ścianę, przypominając sobie uśmiech Nicole. Dopiero wtedy łzy popłynęły.
Oto i jest długo wyczekiwany rozdział 15 :)
Bardzo was przepraszamy, że tak długo musieliście na niego czekać ale po prostu sprawy się bardzo pokomplikowały i nie dałyśmy rady pisać.
Ale już jest i mamy nadzieję, że się wam podoba! :)
Przyznam, że to nie moja tematyka, jaka znalazła się w rozdziale.
Uwielbiam kiedy jest jakaś akcja i coś się dzieje a ten rozdział zrobiłyśmy bardziej spokojny.
Ten rozdział też jest typem takiego "przejściowego" bowiem w następnym rozdziale zamierzamy was zaskoczyć :)
Teraz podziękowania ahah:
-Dziękujemy za prawie 50 obserwujących na blogu! Jesteśmy w szoku, bo nie dawno było 20.
-Dziękujemy za ponad 300 obserwujących na koncie Revenge na Twitterze!
-Dziękujemy za tyle wyświetleń! Dziennie na Revenge wchodzi ponad 200-300 osób i jesteśmy naprawdę zdziwione i zszokowane. Mimo naszej długiej nieobecności, wy i tak tutaj wchodziliście! ♥
-Dziękujemy za to, że po prostu z nami jesteście :) Kochamy was
Liczymy na wiele, wiele komentarzy (ups ahah) i szczerą opinię.
Do następnego
Papa, xxxx