piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 11

Luke: 

Krzątałem się po kuchni, w poszukiwaniu ścierki, jak palant. Nawet głupiej herbaty nie potrafiłem sobie sam zrobić. Oczywiście było to spowodowane moim roztargnieniem a nie debilizmem. Złapałem za róg szmatki zwisającej z górnej półki i zacząłem wycierać mokrą plamę na podłodze. Byłem wściekły na wszystko ale szczególnie na siebie. Gdybym był lepiej zorganizowany nie mielibyśmy tyle kłopotów co dotychczas. Niestety z dnia na dzień przybywało ich coraz więcej. 
Michael do tej pory nie wrócił. Zastanawiałem się co robi tyle czasu na mieście. W głębi duszy miałem nadzieję, że znalazł kolejny trop lub, co ciekawsze, okazało się że niejaki Bell naprawdę istnieje. 
Wziąłem łyk ciepłej herbaty i spojrzałem za okno. W głębi rozchodził się piękny krajobraz a w tle zachodziło słońce, barwiąc niebo różnymi kolorami. Uwielbiałem ten stan kiedy chociaż przez chwilę miałem spokój i czas tylko dla siebie i swoich myśli. 
-Hemmings! 
Niestety ten stan, zawsze szybko się kończył. 
-Hemmings, obsrańcu! -z przedpokoju słychać było wytrąconego z równowagi Michaela. 
Odłożyłem herbatę na stół i obojętnie wyszedłem z kuchni. 
-Witaj przyjacielu -przystanąłem kilka kroków przed nim i uśmiechnąłem się delikatnie -cieszę się tak samo jak ty, że w końcu się widzimy.
Chłopak obleciał mnie przerażonym spojrzeniem od stóp do głów.
-Luke, nie żebym się o ciebie martwił czy coś, ale co brałeś? -zapytał.
-Nic -zaśmiałem się -dobra mów co się dzieje. 
Clifford wyminął mnie zręcznie z prawej i ruszył w stronę kanapy w salonie. 
-Siadaj -powiedział energicznie i zakasał rękawy -no szybko!
Posłusznie wykonałem jego polecenie. Nie dlatego, że go słuchałem ale dlatego, że widziałem że zapowiada się niezła historia.
-No więc tak -zaczął -Bell. Patrick Bell...
Przerwał, nerwowo grzebiąc w kieszeniach spodni. Po chwili wyjął coś w rodzaju wizytówki i podał mi ją. 
-Co to jest? -zapytałem go, przewracając w rękach plakietkę.
-Chłopak z twojego snu -kontynuował -szukałem, na twoją prośbę, niejakiego Bell'a. Knypek wyglądający na 17 lat z marną posturą. Oto on. Istnieje.
Spojrzałem na wizytówkę, którą trzymałem w ręce. 
Faktycznie. 
Wyglądał trochę jak dowód osobisty, lecz posiadał inne dane. 

Imię: Patrick
Nazwisko: Bell
Wiek: 17
Kolor oczu: piwne
Wzrost: 1,75
     Stanowisko: chłopak na wysyłki

Agrafką doczepione było zdjęcie chłopaka. O mało co nie wydałem z siebie okrzyku zaskoczenia. To był on. Nieznajomy z mojego snu. Taka sama twarz. 
Odłożyłem plakietkę delikatnie na stolik i wypuściłem z siebie powietrze, zdając sobie sprawę, że przez jakiś czas trzymałem je w sobie. 
-Stanowisko: chłopak na wysyłki? -zapytałem Michaela nie do końca rozumiejąc co to znaczy.
-Coś w rodzaju służącego -odpowiedział -będą chcieli kawusię to im zrobi. Będą chcieli pieniądze to im da. Rozumiesz? 
-Mhm -mruknąłem -no dobrze, dziękuję za...
-Czekaj! -przerwał mi -nie skończyłem z opowiadaniem. 
Spojrzałem na rozradowaną twarz przyjaciela. Wyglądał dziwnie z tym wielkim uśmiechem na twarzy i błyszczącymi oczami. Jakby planował gwałt na mnie. Straszne. 
-Gdy szukałem tych informacji, natrafiłem na ich siedzibę -gdy to mówił, jego oczy jeszcze bardziej błyszczały -zakradłem się tam i przystanąłem koło jakichś drzwi gdy usłyszałem, że ktoś z kimś rozmawia. 
Wyprostowałem się na kanapie i usiadłem na jej brzegu.
-Rozmawiali jacyś dwaj faceci -ciągnął -najpierw mówili, że planują jakieś spotkanie z szefami. Później mówili o zimnej herbacie a potem zaczęli mówić o Michelle...
-Co?! -przerwałem mu i stanąłem na równe nogi -co mówili?!
-Właśnie miałem zamiar opowiedzieć ale mi przerwałeś -Michael uśmiechnął się ironicznie -jeden z nich był tej nocy pod jej oknem.
Z trudem przełknąłem ślinę i czułem jak nogi uginają się pod moim własnym ciężarem.
-Mówił, że najpierw trzeba trochę dziewczynę nastraszyć przed śmiercią -kontynuował -chcą żebyś żałował, że wprowadziłeś ją w swoje środowisko. Ogólnie rzecz biorąc, nie kłamali z tym, że ją zabiją. 
Słowa Michaela pojawiały się w mojej głowie jak okropny koszmar. W uszach mi szumiało i czułem się jakbym zaraz miał zemdleć. 
-Na twoim miejscu zacząłbym akcję jak najszybciej -mówił -nawet teraz. 


***


-Wciąż nie mogę uwierzyć, że jedziemy tam bez żadnego planu i przygotowania -odburknąłem, siedząc na miejscu pasażera podczas gdy Michael prowadził samochód. 
-Słuchaj -zaczął -wiesz jaki jest problem. Życie Michelle jest teraz na włosku. Szczerze? To mam w dupie tę dziewczynę ale nie zamierzam patrzeć jak niewinna osoba umiera... Za nas.
Przełknąłem głośno ślinę i niechętnie uświadomiłem sobie, że w moich oczach pojawiły się łzy. Odwróciłem głowę w stronę szyby i starałem się, jak najszybciej dojść do siebie. 
-Oni grozili, że zabiją również was -powiedziałem po długiej ciszy -pamiętasz co mówił ten gościu którego ostatnio zabiłem? 
-Pamiętam -warknął -ale słuchaj... Nie jesteśmy idiotami. W każdym razie nie aż tak wielkimi. Damy radę. 
Michael odwrócił się w moją stronę i posłał mi szczery uśmiech. Odwzajemniłem go i szczerze, ucieszyłem się, że przyszło mi z nim pogadać tak od serca. 
-A tak właściwie to gdzie my dokładnie jedziemy? -zapytałem -chodzi o adres.
Chłopak zaczął grzebać w kieszeniach spodni, prowadząc przy tym samochód jedną ręką. Po chwili wyciągnął zmiętą kartkę i rzucił mi ją. 
-Baker Street 97 -przeczytałem na głos -to na drugim końcu miasta.
Michael spojrzał na mnie i uśmiechnął się cwaniacko. Przerzucił bieg i mocniej nacisnął na pedał gazu. Silnik zawarczał w głuchej ciszy i pomknęliśmy szybko ciemnymi ulicami Sydney.


***



Zaparkowany samochód stał w ciemnym zaułku, niewidoczny dla przechodniów. Stałem oparty o ścianę budynku, czekając aż Michael upewni się, że alarm samochodowy jest wyłączony. 
-To tam -chłopak powiedział cicho wychodząc z zaułku i kiwnął głową w stronę starego domu.
Serce podeszło mi do gardła. 
Nie. To nie może być prawda. Przede mną widniał obraz budynku, którego widziałem w koszmarze. Brzydkie ściany z których schodziła farba i wielkie, drewniane drzwi. 
-Luke, co ci jest? -zapytał mnie Michael -wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. 
Zbyłem słowa przyjaciela i ruszyłem chodnikiem w stronę domu. Clifford jeszcze przez chwilę stał w tamtym miejscu, lecz po chwili mnie dogonił. 
Podniosłem rękę by pchnąć ciężkie drzwi. Gdy dotknąłem dłonią zimnego drewna, zawachałem się.
-Tak właściwie to co my mamy zamiar zrobić? -zapytałem, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że nie mieliśmy planu nawet na rozmowę.
-Zapytamy się czego chcą -szepnął, bojąc się, że ktoś nas może usłyszeć -poprosimy żeby nie zabijali dziewczyny. 
Oderwałem dłoń od drzwi.
-Jasne -zacząłem drwiąco -a oni się bez problemu zgodzą i dadzą nam czekoladki w prezencie na przeprosiny. 
Michael wywrócił oczami i pchnął drewniane drzwi. Weszliśmy ostrożnie do środka, zamykając drzwi za sobą. Ruszyliśmy ciemnym korytarzem. Starałem się lekceważyć ręce, które trzęsły mi się ze zdenerwowania. To jest ten dom z mojego koszmaru. Identyczny. 
A co jak usłyszę krzyk dziewczyny? Co jak wejdę do któregoś z pokoi i ujrzę w nim Michelle przywiązaną do krzesła? Co jak dam się nabrać i ona umrze? 
Nie. Nie myśl o tym Hemmings. Przecież to nie możliwe. Michelle jest w domu. Cała i zdrowa. Na pewno.
-Stój -Michael złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę -słyszysz?
Przystanąłem obok ciemnowłosego i zacząłem nasłuchiwać. 
-...dziewczynę i potem pójdzie jak po maśle -nieznajomy głos zaśmiał się a po chwili słychać było odgłos przypominający klepanie po plecach.
-Hemmings na pewno zostanie wytrącony z równowagi jak zabijemy jego laskę -teraz mówił ktoś inny -nie będzie już myślał racjonalnie i bardzo szybko dopadniemy jego, jak i jego przyjaciół -zaśmiał się -zaczyna się robić bardzo przyjemnie.
Złość zawrzała we mnie i obudziła chęć zabicia ich wszystkich. Zacisnąłem pięści i wziąłem głęboki wdech i wydech. 
-Idziemy -zwróciłem się do Michaela i ruszyłem w stronę drzwi z których dochodziły głosy.
Szliśmy szybko lecz staraliśmy się nie wydobywać żadnych dźwięków. Chcieliśmy ich zaskoczyć. 
Nie zatrzymując się, chwyciłem za klamkę drzwi i mocno je pchnąłem. Ujrzałem dwóch mężczyzn w pokoju, który najprawdopodobniej robił za salon. Brudna, zielonkawa kanapa osadzona na środku pokoju. Mały stolik do kawy, ledwo trzymający się na nogach oraz mały, stary telewizor. 
-Co do...? -mężczyźni zerwali się z kanapy i z przerażeniem w oczach obserwowali mnie i Michaela. 
-Mamy sprawę -rzucił ostro Clifford, wyprzedzając moje słowa. W ręce trzymał rewolwer i celował nim w oprychów. Nie miałem pojęcia kiedy zdążył go wyjąć. -podnieście ręce do góry. 
Faceci spojrzeli na siebie pytająco a po chwili wypełnili polecenie. Michael podszedł do nich i zaczął przeszukiwać ich kieszenie. 
Stałem w progu i obserwowałem całe to zajście z podziwem. Nie spodziewałem się tego po Michaelu. 
Po chwili chłopak odszedł od nich i wrócił z powrotem na miejsce obok mnie. 
-Co robiliście ostatniej nocy pod oknem dziewczyny? -zapytał Michael, przy tym zupełnie wykluczając mnie z gry. 
-Niby dlaczego mamy wam to powiedzieć? -jeden z mężczyzn zaśmiał się i splunął śliną na ziemię. 
Michael zaczął grzebać w kieszeni i po chwili wyciągnął pistolet. 
-Łap -mówiąc to, rzucił mi broń i podszedł do jednego z nich przykładając pistolet do skroni. 
Ja stałem ciągle w tym samym miejscu, obserwując całą tą sytuację z boku. W razie gdyby któryś chciał zwiać, ja mam "władzę" nad wszystkim i mogę wystrzelić do każdego z nich. 
-Więc, co robiliście pod tamtym oknem? -wysyczał Michael mocniej ściskając broń.
-A jak myślisz? -wychrypiał jeden z nich drżącym głosem -dostaliście ostrzeżenie, że zabijemy wszystkich przyjaciół Hemmingsa. Właśnie dopełniamy obietnicy. 




Michelle:

Z wahaniem otworzyłam drzwi swojego pokoju i rozejrzałam się po korytarzu. Wczoraj wieczorem Calum powiedział, że jeśli zechcę, to mogę wyjść i poszukać jego, by mógł mnie oprowadzić po tym wielkim domu. Tak więc postanowiłam wykorzystać jego propozycję, ale coś w mojej głowie mówiło mi, że to się źle skończy. Prawdę mówiąc obawiałam się Michaela. Gdyby zobaczył mnie poza moją sypialnią, na pewno nie skończyłoby się to dobrze. Zadrżałam na samą myśl o tym, ale szybko się otrząsnęłam i odpędziłam te i inne myśli. 
Nieśmiało wyszłam z pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Na palcach ruszyłam jasno oświetlonym korytarzem, rozglądając się dookoła. Minęłam kilka pokoi i skierowałam się w stronę schodów prowadzących prawdopodobnie na parter. Mój pokój znajdował się chyba na drugim piętrze. 
Gdy doszłam do schodów i zaczęłam powoli schodzić w dół, do moich uszu dobiegły jakieś głosy, a po chwili czyjś śmiech. Skierowałam się w tamtą stronę. Im bliżej byłam, tym głosy nabierały wyraźniejszego brzmienia. Rozpoznałam głos Caluma i Ashtona. Luke'a i Michaela nie słyszałam. Poczułam lekkie rozczarowanie z nieobecności Hemmingsa, ale je od siebie odpędziłam. Przyszłam do Caluma, nie do Luke'a.
Pokój, w którym przebywał Hood i Irwin okazał się kuchnią. Ashton siedział zgarbiony przy stole i śmiał się z czegoś, trzymając w dłoniach kubek z parującą herbatą. Calum stał do mnie tyłem i sądząc po chlupocie wody, chyba zmywał naczynia. 
Nieśmiało wkroczyłam do kuchni, przy okazji cicho pukając we framugę drzwi. Calum odwrócił się gwałtownie, przez co talerz, który trzymał, wyślizgnął się z jego mokrej dłoni i spadł na ziemię, tym samym rozbijając się z głośnym brzękiem. 
-Kurwa mać! - syknął, a Ashton parsknął śmiechem. Zagryzłam wargę, powstrzymując uśmiech. 
-Przepraszam. - wymamrotałam, a Calum, który klął pod nosem zamilkł i posłał mi uśmiech. 
-Nic się nie stało. - zapewnił i zabrał się do sprzątania. Usiadłam obok Ashtona, a on rzucił mi przelotne spojrzenie. 
-Wyszłaś z pokoju. - mruknął. Nie było to pytanie. Skinęłam głową. - Luke chyba zabronił ci tego robić.
-Calum pozwolił mi wyjść.. - burknęłam niepewnie. 
-Ogarnij dupę, Irwin. Dziewczyna nabawi się za niedługo klaustrofobii przez ten cholerny pokój. - powiedział Hood, wciąż pochylony nad rozbitymi kawałkami talerza. 
-Żebyś ty się nie nabawił bólu dupy, po tym jak Hemmings się dowie, że pozwoliłeś jej wyjść. - warknął Ashton, a Calum, który właśnie wyrzucił szczątki talerza podniósł się i przewrócił oczami. - Mówię poważnie, zjebie. Luke chyba wyraźnie zaznaczył, że dziewczyna ma nie wychodzić z pokoju, oraz nie szukać Nicole. 
Drgnęłam i spojrzałam na Ashtona. 
-Nicole? Gdzie ona jest? Mogę się z nią zobaczyć? Proszę, tylko na 5 minut. - mówiłam rozgorączkowanym głosem, ale Irwin tylko pokręcił przecząco głową, nawet na mnie nie patrząc. Zwrócił się do Caluma, jakby mnie tu w ogóle nie było. 
-Mówiłem? Ona ma siedzieć w pokoju, czy to się jej podoba, czy nie. Czaisz co do ciebie mówię, kutasie? - syknął, a Hood pokazał mu środkowy palec. 
-Pierdol się. - mruknął i spojrzał na mnie. - Chcesz trochę pozwiedzać? 
Kiwnęłam głową, a Calum wyszedł z kuchni. Zanim ruszyłam za nim, spojrzałam jeszcze raz na Ashtona, który właśnie brał łyk herbaty. Chłopak spojrzał na mnie z ukosa, a napotykając mój wzrok uniósł brwi w pytającym geście. 
-Jak ona się czuje? - zapytałam cicho, a on westchnął. Najwyraźniej nie miał ochoty ze mną rozmawiać. Już miałam wstawać, gdy chłopak odezwał się niechętnie.
-Dobrze. Dałem jej kilka moich książek, by poczuła się lepiej. Chyba zadziałało. Lubi czytać? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się lekko. Nicole uwielbiała książki. Wszystkie, nie ważne jaki gatunek, nie ważne jaki autor, nie ważne jaki tytuł. Skinęłam głową, przypominając sobie jej stary pokój, w którym było pełno książek. Ja wolałam muzykę. Ją można było zobaczyć z książką, mnie ze słuchawkami w uszach. 
Ashton westchnął i wstał, dopijając herbatę. Umył kubek, schował go i skierował się do drzwi. Nim wyszedł, spojrzał na mnie przelotnie i dodał:
-Nie martw się zbytnio. Pilnuje jej. - skinęłam głową, czując ulgę.
-A co ona teraz robi? - zapytałam. Myślałam o tym, gdzie ją trzymają. Miałam nadzieję, że nie w piwnicy. 
-Chyba śpi. Przynajmniej spała, gdy byłem u niej dziesięć minut temu. - odparł i wzruszył ramionami, po czym wyszedł z kuchni. Westchnęłam cicho, czując wdzięczność do Irwina, mimo iż nie do końca mu ufałam. W drzwiach pojawiła się głowa Caluma.
-Idziesz? - zapytał, a ja skinęłam głową i wyszłam z kuchni. 


* * *


Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w sufit. Było już ciemno, gdy wróciłam ze zwiedzania. Calum pokazał mi cały dom, przy tym zabawiając mnie rozmową i dowcipami. Nie narzucał mi się, nie całował, nie przytulał, chyba, że dałam mu znać, że właśnie tego chcę. Jego pocałunki były delikatne i przypominały dotyk skrzydeł motyla. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie i poczułam rumieniec wpływający na moją twarz. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. 
Mój uśmiech się poszerzył. Skoczyłam na równe nogi i podbiegłam do drzwi. Za nimi stał oczywiście Calum. Dłonie miał w kieszeniach, a na ustach gościł mu lekki uśmiech. Jego oczy zabłysły, gdy mnie zobaczył. 
-Wchodź. - powiedziałam, robiąc mu miejsce. Gdy wchodził do pokoju odwrócił się i pocałował mnie w policzek, na co ja oczywiście zaczerwieniłam się jak kompletna idiotka.
-Przespacerujemy się? - zapytał, patrząc na mnie błyszczącymi oczami. Uniosłam brwi, nie wiedząc o co mu chodzi. Jednak po chwili poczułam ścisk niepewności i strachu w piersi. Przypomniał mi się ten koleś spod mojego okna. Zagryzłam wargę i spojrzałam na Hooda. 
-No nie wiem.. A ten koleś.. - zaczęłam niepewnie. Oczywiście powiedziałam Calumowi o tamtym incydencie. Drgnął wtedy i podszedł do okna, a po chyba 5 minutach ciszy przytulił mnie i powiedział, że nic mi nie grozi. Poczułam się przy nim bezpiecznie. 
Chłopak potrząsnął głową. 
-Nie będziemy spacerować na zewnątrz. - wyjaśnił, a na jego oczy ciskały wesołe iskierki. 
-Co? - nie rozumiałam. - Ale po domu już chodziliśmy. 
Zaśmiał się i złapał mnie za rękę, tym samym wyciągając z pokoju. Zamknął za nami drzwi i zaczął iść korytarzem, ciągnąc mnie za sobą. Wyrównałam z nim krok, ale nie puściłam jego ręki. Uśmiechnął się lekko, nie patrząc na mnie.
-Gdzie idziemy? - zapytałam, gdy przemierzaliśmy korytarze, a po chwili zaczęliśmy wchodzić po jakiś schodach na górę. 
-Zobaczysz. - odparł tylko. Sapnęłam ze zniecierpliwieniem. Nie lubiłam nie wiedzieć o co chodzi, ale posłusznie szłam za Hoodem. Chłopak uśmiechał się coraz szerzej, a ja patrzyłam na niego z uniesionymi brwiami. 
-Wyglądasz jak wariat. - powiedziałam, a on zaśmiał się. 
-Wariaci są spoko. - rzucił wesoło. Może coś brał? Nie miałam pojęcia, ale wyglądał jakby był na haju. Przeszliśmy przez dwa pokoje, kolejny korytarz i dotarliśmy do małej drabinki prowadzącej do klapy w suficie. Calum zrobił mi miejsce i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Panie przodem. - zamrugałam zaskoczona, nie ruszając się z miejsca. 
-Chcesz mnie zamknąć na dachu i zgwałcić? - zapytałam, ale po chwili poczułam się źle. Nicole prawie została zgwałcona. Nie powinnam z tego żartować. 
-Chciałabyś. - odparł, uśmiechając się. - No, dalej. 
Posłusznie weszłam na drabinkę i zaczęłam piąć się w górę. Calum połaskotał mnie po nodze, przez co o mało nie dostałam zawału. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie przez ramię, a on tylko mrugnął do mnie zalotnie. 
Odwróciłam się szybko, by ukryć uśmiech. On był taki uroczy. Zagryzłam wargę, pnąc się wyżej, aż w końcu moje palce dotknęły chłodnej klapy. Pchnęłam ją, a moją twarz owiał wiatr. Spojrzałam zaskoczona na Caluma, a on tylko kiwnął głową w zachęcającym geście, więc wspięłam się wyżej, by już po chwili znaleźć się na zewnątrz. Na niebie świecił księżyc, a gwiazdy mrugały do mnie przyjaźnie. Rozejrzałam się zdezorientowana i zdałam sobie sprawę, że jestem na dachu. O cholera jasna ten kretyn wyprowadził mnie na dach! Hood stanął obok mnie, też się rozejrzał, po czym utkwił we mnie wzrok. 
-Calum co my tu.. - przyłożył mi palec do ust i nachylił się, by pocałować mnie w czoło. Następnie uśmiechnął się szeroko. 
-Zamknij oczy. - zażądał. Uniosłam brwi, ale po chwili spełniłam jego polecenie. Poczułam jego ciepłe dłonie na ramionach. - Tylko nie podglądaj, bo cię zrzucę. 
-A jak duża jest odległość między dachem a ziemią? - zapytałam, gdy Hood delikatnie mnie pchnął, zmuszając do marszu. 
-Bardzo duża. - odparł, a w jego głosie słyszałam śmiech. 
-No to ja może rzeczywiście nie będę podglądać. - oświadczyłam. Zaśmiał się, prowadząc mnie nie wiadomo gdzie. Nagle się zatrzymaliśmy, a ja poczułam jego ciepły oddech przy uchu. Zadrżałam mimowolnie. 
-Możesz już patrzeć. - szepnął. Uchyliłam powieki, a po chwili otworzyłam je bardzo szeroko. Przede mną był rozłożony koc, a na nim pełno jedzenia i picia. Dookoła były porozrzucane lampki choinkowe, których blask w ciemności był wręcz magiczny. Między jedzeniem były poustawiane świeczki, które dodawały całemu miejscu uroku. 
Odwróciłam się do Caluma, niczego nie rozumiejąc. Patrzył na mnie z uwagą, a w jego oczach czaiło się oczekiwanie. Widząc moje spojrzenie zachmurzył się nieco. 
-Mówiłaś mi dzisiaj, gdy zwiedzaliśmy dom, że chciałabyś urządzić piknik w jakimś dziwnym miejscu. Miałem nadzieję, że to ci się spodoba. - dodał bardzo cicho. Nagle zrozumiałam. Uśmiechnęłam się szeroko i rzuciłam na Caluma. Otoczyłam jego szyję ramionami i wcisnęłam twarz w zagłębienie między jego szyją i obojczykiem. 
-Bardzo mi się podoba. Jezu, dziękuję. - wyszeptałam, a on przygarnął mnie do siebie, nie pozostawiając między nami jakiejkolwiek wolnej przestrzeni. 
Przypomniałam sobie naszą rozmowę, gdy zwiedzaliśmy. Calum zapytał mnie jakie jest moje marzenie. Odparłam, że chciałabym zrobić piknik w jakimś dziwnym miejscu. Hood wyglądał wtedy na zaskoczonego. Powiedział, że wyobrażał sobie, że powiem coś w stylu "znaleźć miłość" lub "kupić kota". Uśmiechnęłam się szerzej na to wspomnienie. Spełnił je! Spełnił moje marzenie! Odsunęłam się od niego i skradłam mu pocałunek. Poczułam jak uśmiecha się z ustami na moich ustach. 
-Głodna? - zapytał, gdy już się od siebie odsunęliśmy. Spojrzałam na rozłożone jedzenie i poczułam burczenie w brzuchu. 
-Jak wilk. - przyznałam, a on uśmiechnął się i chwyciwszy mnie za rękę, pociągnął w stronę koca. Usiedliśmy, a nocny wiatr rozwiał mi włosy. Przymknęłam oczy, gdy poczułam zapach jedzenia. 
Calum wyciągnął z koszyka stojącego na krańcu koca dwie puszki coli. Podał mi jedną, a ja wzięłam ją i spojrzałam na niego z zapytaniem. 
-Wypijemy toast? - zapytał, a ja zaśmiałam się. 
-Jakie to romantyczne. - powiedziałam, powstrzymując chichot. Uśmiechnął się szeroko. 
-Miałem kupić wino, ale nie chciało mi się jechać do sklepu. Chciałem, by Irwin pojechał, ale powiedział, że jak jeszcze raz poproszę go o taką głupotę, to skopie mi dupę. - wzruszył ramionami, a ja zaśmiałam się głośno. 
-Rozumiem. - uśmiechnęłam się do niego szeroko. - Niech będzie cola. 
Uniósł swoją puszkę, więc zrobiłam to samo. Spojrzał na mnie nieśmiało. 
-Za nas? - zasugerował, a ja poczułam gorąco w piersi. Zagryzłam wargę, powstrzymując uśmiech. On jednak wpłynął na moją twarz, tym samym sprawiając, że Hood także nieśmiało się uśmiechnął. Zbliżyłam moją puszkę do jego i stuknęłam w nią. 
-Za nas. 







Jak się podoba rozdział 11? :D
Wiem, że bardzo długo na niego czekaliście ale mamy nadzieję, że nie żałujecie.
Ogłoszenie, które znowu może sprawić, że się na nas wkurzycie:
Kolejnego rozdziału możecie się spodziewać po 20 lipca, ponieważ druga autorka jedzie na wakacje.
Przepraszamy, ale wciąż was kochamy! :)

Dziękujemy za ponad 15000 wyświetleń!
Witamy także nowych obserwatorów! :)
Przypominamy o koncie @RevengeFF na twitterze.
Liczymy na komentarze i szczerą opinię!
Do następnego,
Papa xxxx

12 komentarzy:

  1. omfg taki słodki ten rozdział *-*
    ale i tak wole Michelle z Lukiem xd
    sjhfksjdfjslkdf, <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny pełen emocji rozdział. Oby tak dalej. Czekam na więcej :) @awmyperfhoran

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisz dalej. Jestem ciekawa ich losow I co z nicole

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdzial świetny, Calum taki kochany. Szkoda mi Luke'a, biedny, ma teraz tyle problemów, chce wszystkich ochronić, troszczyć sie o nich, nawet jak tego nie okazuje. A do tego jeszcze ci psychole, którzy próbują ich zabić. Dzieje sie, bardzo dużo, rozdziały coraz bardziej wciągają i chce więcej!! Ale zdecydowanie za mało Luke'a i Michelle!! Calum jest dla niej uroczy i taki kochany, ale chce żeby była z Luke'iem! Kiedy to wreszcie nastąpi? Heh. Ciekawe co dzieje sie z Nicole? Ashton sie o nią troszczy, daje jej swoje książki, żeby sie nie nudziła, aaawwww jest taki kochany dla niej, szkoda że nie pozwalają sie widywać Michelle z Nicole.
    Szkoda, że kolejny rozdział dopiero po 20, ale rozumiem i życze wam dziewczyny świetnych wakacji :D xx
    @ClaudiaMitis

    OdpowiedzUsuń
  5. genialny! jejku czekam na następny!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Luke masz naprawdę dziwne sny które potem w pewbej części stają się prawdą, mam do ciebie radę nigdy więcej nie zasypiaj! Calum awww to takie kochane <3 czekam na nexta i nie jestem na was zła + udanych i miłych wakacji x

    OdpowiedzUsuń
  7. Ty Michelle, jezu Ash z Nicole dsmfsmdfbhdmf jeszcze to co powiedział sndjksdcsdcds
    ej ej Michelle ma być z Luke kufa a nie:(

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku jak słooooooodko :3 taki Calum jest najlepszy ♥ ale boje się co zrobi Luke jeśli się dowie.... z niecierpliwością czekam na następny
    @awhmyboyzz

    OdpowiedzUsuń
  9. Awh, jak słoooodkooo :3 Cal i Michelle na dachu, aww ^^ Spełnił jej marzenie przecież to takie urocze. Tylko boję się reakcji Luke'a gdy się dowie :/ Ash i Nicole mają być razem i koniec. Znów aw dał jej swoje książki i wgl powiedział że jej pilnuje *.*
    Michael wow, gangster taki wow :o Ci głupi kolesie ich nękają i chcą zabić :o Niech wypierdalają na księżyc z tą swoją myślą, że mogą pokonać Luke'a i resztę. Pfffff...
    -Czaisz co do ciebie mówię, kutasie? - syknął, a Hood pokazał mu środkowy palec.
    -Pierdol się (...)
    Awh, tyle miłości XD
    Czekam na next xx
    @Toriixdd

    OdpowiedzUsuń
  10. To jest takie dekhcwvggkdwvvehhjkbwdceghbkwdev. Cal taki mega słodki *,* A Ash z Nicole muszą być razem i koniec! Haha, pisz dalej. Z niecierpliwością czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  11. oh ♥ juz sama nwm z kim wolalabym zeby ona byla ;D Calum jest taki slodki. czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Niech Michelle będzie z Lukiem, Ashton z Nicole, a Calum i Michel sobie jeszcze kogoś znajdą. ;)
    Cudny rozdział, czekam na nn <3

    @rollingrhcp

    OdpowiedzUsuń